piątek, 29 marca 2013

Rozdział Piąty


Powoli przekręciłam kluczyk od domu w zamku i cicho otworzyłam główne drzwi. Gołymi stopami dotykałam zimnych paneli, które nie zdążyły się jeszcze nagrzać się od padających na nie promieni słonecznych przez do połowy zasłonięte okno. Niemiłosierny ból głowy towarzyszył mi przy każdym najdrobniejszym ruchu. Zrezygnowana usiadłam pod ścianą do salonu i złapałam się dłońmi za skronie lekko je przyciskając by uśmierzyć, choć na chwilę panujący w głowie szum i okropny ból. Oparłam moją, wydającą się cholernie ciężką głowę o ścianę i zamknęłam oczy delektując się światłem słonecznym, które z każdą sekundą coraz bardziej rzucało na mnie swoje ciepło. Wysunęłam obolałe nogi przed siebie, które po chwili również zaczęły dostawać słonecznych kąpieli. Tkwiłam tak przez pewien czas i starałam się ułożyć całe wczorajsze i dzisiejsze wydarzenia w jak najbardziej normalną i racjonalną całość. Wciąż delektowałam się każdym promieniem słonecznym, które choć na kilka sekund pozwalało zapomnieć o bólu. Normalnie wzięłabym tabletkę, ale nie mam siły, aby dojść do kanapy, która jest prawie, że obok mnie, a co dopiero do kuchni znajdującej się po drugiej stronie domu na końcu korytarza. Z każdą chwilą jednak uświadamiałam sobie, że nigdy nie dowiem się prawdy, co do wczorajszych wydarzeń. Nawet nie pamiętam imienia chłopaka, który o dziwo dał mi narkotyk. Moja głowa wciąż pulsowała i z każdą chwilą coraz bardziej chciało mi się spać. Moje powieki, kilka chwil temu lekkie jak piórka, teraz wydawały się tak samo ciężkie jak pulsująca coraz mocniej głowa. Byłam tak wykończona, że nie miałam siły nawet unieść ich w górę, by zobaczyć, która godzina. Podsunęłam nogi pod brodę, co spowodowało przez chwilę silniejszy ból niż dotychczas, ale po chwili stopniowo stracił on swoją potęgę. Do moich uszu dobiegł dźwięk dzwonka. Zazwyczaj był cichy, ale ze względu na mój okropny ból głowy czułam się przez to jakby była na lotnisku, a kilkanaście samolotów miała za chwilę ruszyć. Powoli i stopniowo unosiłam moje obolałe ciało, aż do momentu, w którym moja postawa pozwalała na chodzenie. Stabilnie i twardo kładłam stopy na ciepłych panelach, pamiętając, aby nie zachwiać równowagi, którą o dziwo, udało mi się utrzymać. Mocno ścisnęłam kluczyk w drzwiach i zaczęłam go przekręcać. Ręka wciąż trzęsła mi się co powodowało, że moje ruchy były jeszcze wolniejsze. Dotknęłam gałki i znów użyłam całej mojej siły by ją przekręcić. W drzwiach widziałam jedynie zamazane postacie, które coś do mnie krzyczały, ale jedyne, co do mnie docierało to głośne echo półsłówek wypowiedziane przez osoby stojące w progu. Poczułam nagle, że tracę równowagę, nie czuję nóg, a na końcu ogarnęła mnie kojąca fala, która uśmierzył ból głowy. Potem pamiętam jedynie ciemność, w której tkwiłam, aż do momentu, w którym nie czułam już kompletnie nic. Mogłoby się wydawać, ze już w tej ciemności nic nie czułam, ale potem dopiero zrozumiałam, co to znaczy „nic nie czuć”. To jest tak jakbyś oddychał, ale nie czuł powietrza, które napływa do twoich płuc. Wiesz, że bije ci serce, ale nie słyszysz tego najbardziej słyszalnego czasami dla naszych uszu dźwięku i nie czujesz poszczególnych uderzeń w klatce piersiowej. Wiesz, że masz puls, bo przecież żyjesz i myślisz, ale nie czujesz, że krew krąży ci w żyłach. Wiesz, ze masz otwarte oczy, ale nie widzisz zupełnie nic, nawet tego czarnego koloru. Ty wiesz, że żyjesz, i ci którzy są obok ciebie też to wiedzą, ale nie ma dowodu, że funkcjonujesz. Czujesz się związany własnymi myślami, jakby były one niewidzialnym sznurem. Pomimo tego, że nie widzisz, chociaż masz otwarte oczy, pomimo tego, że żyjesz chociaż tego nie czujesz to wciąż jednak zdajesz sobie sprawę, że musisz walczyć, z tą nicością, bo wiesz, że ona coraz bardziej cię pochłania. I choć nie czujesz ile cię jeszcze zostało, to walczysz, a przynajmniej domyślasz się, że walczysz.


Szybko podbiegłam do dziewczyny i spojrzałam na jej bladą jak biała ściana twarz i lekko otwarte, powoli tracące swoją różową barwę usta.
- Dzwoń na pogotowie!- Krzyknęłam zdruzgotana do blondynki, która nerwowo patrzyła na to, co dzieje się z Vicky. Trzęsące się dłonie Rose szybko wybrały numer na pogotowie i po kilkunastu minutach usłyszałyśmy dźwięk syreny, a potem widzieliśmy jak wynoszą naszą przyjaciółkę na noszach  i co chwilę spoglądają na nią nerwowo, tak jakby zaraz miała umrzeć. Do moich oczu napłynęły łzy, które po chwili spływały po moich czerwonych od zdenerwowana polikach. Spojrzałam na brunetkę, która wciąż stała w tym samym miejscu, gdzie przed chwilą leżała brunetka i płakała.
- Musimy pojechać do szpitala.- Wydukałam po chwili i  objęłam przyjaciółkę ramieniem. Roztrzęsiona podczas jazdy samochodem wybrałam numer do Maxa i łamiącym się głosem opowiedziałam mu całe zdarzenie. Do moich oczu, co chwilę napływały nowe ilości łez, co nieco uniemożliwiało mi prowadzenie samochodu. W końcu dojechaliśmy na York Dean St. , gdzie znajdował się szpital, do którego trafiła Vicky. Szybko wybiegłyśmy z samochodu i udaliśmy się do recepcji, aby dowiedzieć się, gdzie znajduje się nasza przyjaciółka.
- Panie do kogo?- Zapytała nieco piskliwym głosem kobieta z siwymi już gdzieniegdzie włosami poprawiając swoje okulary na nosie i jednocześnie mierząc nas obie wzrokiem.
- Sophie Shelley.- Powiedziałam stanowczo i spojrzałam na kobietę lekko proszącym i zdenerwowanym wzrokiem.
- Rodzina?- Zapytała podejrzliwe kobieta i zaczęła pisać coś w komputerze.
- Tak.- Skłamałam.- Jesteśmy… siostrami.- Dodałam i nerwowo przygryzłam wargę.
- Sala 182, na drugim piętrze.- Powiedziała po chwili namysłu kobieta i znów wróciła do pisania czegoś na komputerze. Powolnym korkiem udałyśmy się do windy i wcisnęłyśmy guzik z numerem 2. We wnętrzu słychać było muzykę, jak w niejednym supermarkecie. W duchu zaśmiałam się, na myśl o osobach, które jadą na operację i podczas jazdy windą muszą wysłuchiwać beznadziejnych piosenek, które ani trochę pewnie im nie pomagają. Wyszłyśmy z pomieszczenia i zaczęliśmy rozglądać się na numerem sali.
- 180, 181… - Mówiłam pod nosem.- Jest!- Krzyknęłam do blondynki, która była na końcu szpitalnego korytarza i pociągnęłam za klamkę wchodząc do Sali, gdzie była  jedynie pielęgniarka.
- Gdzie Vicky?- Odezwała się po raz pierwszy od tamtego wydarzenia blondynka. Kobieta po trzydziestce spojrzała na nas pytającym wzrokiem i uniosła brew.- To znaczy, Sophie Shelley?- Dodała po chwili namysłu, kiedy zorientowała się, że w szpitalach używa się prawdziwych imion.
- Ma płukanie żołądka.- Odpowiedziała nam kobieta i wyszła zostawiając nas same w sali naszej przyjaciółki. Tak bardzo żałuję, że nie poszłam z nią wczoraj do domu, i że nie dopilnowałam jej. Nawet nie wiem co się stało i jak to się stało. Czy to możliwe, że chciała się otruć? Czuję się okropnie, z myślą, że nie zauważyłam jej problemów. Do moich oczu po raz kolejny zaczęły napływać łzy, tak samo było u Rose, która pewnie też obwiniała się za tą całą sytuację. Usiadłyśmy na dwóch krzesłach, niedaleko szpitalnego łóżka i w kompletnej ciszy wyczekiwaliśmy brunetki.


Powoli zaczęłam czuć pulsującą krew, i moment przy wypełnianiu płuc powietrzem. Czułam się jakby ożyła na nowo, tyle, że wciąż nic nie widziałam, albo i też nie chciałam zobaczyć. Odetchnęłam z  ulgą, że nie czuje bólu, a moja głowa znów jest lekka, tak jak zwykle. Do moich uszu docierały pojedyncze dźwięki. W końcu podniosłam moje powieki, a moim oczom ukazało się jaskrawe światło, z którym po chwili zaczęłam się oswajać. Powoli wyodrębniały mi się poszczególne meble, kolor ścian, a postacie, które były wokół mnie z sekundy na sekundę stawały się coraz ostrzejsze. Szybko zamrugałam powiekami, a otaczająca mnie rzeczywistość jeszcze bardziej się wyostrzyła. Pomimo tego, że znów funkcjonuje, to w mojej psychice pojawia się uczucie niepewności tego kim jestem, i co tu robię. Podobne uczucie, do tego przy narodzinach, tyle, że teraz mam pełną świadomość i umiem sobie poradzić w życiu. Rozglądałam się nerwowo po całej sali i na dłużej zatrzymywałam wzrok na osobach siedzących wokół łóżka. Każdemu przeznaczałam kilka dobrych minut by dokładnie przyjrzeć się im się z nadzieją, że odzyskam dzięki temu pamięć.
- Gdzie ja… jestem?- Wydukałam po chwili zachrypniętym i cichym głosem, wciąż rozglądając się po sali. Ściany było jasno miętowe, a niewielkie szafki, które były pod ścianą nad dużym oknem- białe. Wokół unosił się specyficzny szpitalny zapach, który sprawiał mi dyskomfort. Nigdy nie lubiłam takiego zapachu. Był on mieszaniną śmierci, nadziei, łez i odrobiną podupadającej radości. Pewnie gdyby nie ten zapach, szpital zupełnie inaczej odbierany byłby przeze mnie.
- W szpitalu.- Odpowiedział lekarz, który ubrany był w biały fartuch, spod którego widać było błękitną koszulę zapiętą na wszystkie guziki i czarne spodnie z materiału przewiązane również czarnym paskiem. Poprawił okulary na swoim nosie i spojrzał na kartę trzymaną w ręku.- Panna Sophie Shelley, nieprawdaż?- Jego wzrok skierował się w moją stroną z pytającą, a jednocześnie znudzoną miną.
- Ja… nie wiem.- Odparłam po chwili namysłu.- Nic nie pamiętam.- Przełknęłam głośno ślinę i nerwowo przeczesałam moje włosy.
- Mhm.- Tylko tyle powiedział lekarz, który zajmował się mną i spojrzał na grupkę ludzi, którzy okrążyli moje łóżko.- Prosiłbym o wyjście.- Rzekł stanowczo, a bodajże szóstka osób opuściła moją salę, a drzwi cicho zamknęły się.


-  Ona nic nie pamięta?- Zapytałem lekarza prowadzącego i spojrzałem na niego.
-  Jest Pan jej rodziną?- Spojrzał na mnie i poprawił okulary.
-  Nie, ale…
- Nie ma żadnego, ale. Udzielamy informacji tylko rodzinie.- Powiedział podkreślając przedostatnie słowo.
- Jestem jej siostrą.- Wypaliła po chwili Diana i wstała z krzesła, które znajdowało się pod zasłoniętym oknem, do jej sali.
- W takim razie, zapraszam do mojego gabinetu.- Odpowiedział lekko zmieszany lekarz i po chwili wraz z Dianą zniknęli za drzwiami do gabinetu Pana Moliére. Usiadłem obok płaczącej Rose, którą pocieszał Ryan i schowałem twarz w dłonie. Czuję się winny za to całe zajście, bo jest ono przez mojego kuzyna. To na pewno przez ta pigułkę gwałtu, którą jej podał. Gdyby on się tu teraz pojawił, już pewnie by nie żył. Obok mnie usiadła Diana, która z płaczem wyszła z gabinetu ordynatora i przytuliła się w moje ramię.
- I co?- Spojrzałem na nią, gdy ta nieco się uspokoiła.
- Ktoś musiał dać jej tabletkę gwałtu i jeszcze jakieś dwa narkotyki, których lekarze jeszcze nie zidentyfikowali. Coś spowodowało, że te trzy substancje złączyły się w jedną. Lekarz mówi, że jest to wynikiem jakieś nerwowej sytuacji, bardzo nerwowej. Do tego wszystkiego doszedł jeszcze alkohol, który tylko podwoił skutki.- Wiedziałem, że to jest związane z pigułką, co również wiąże się ze mną, ale rodziny się nie wybiera.- Organizm Vicky bardzo szybko się osłabił i w momencie, w którym straciła przytomność upadła na ziemię. Najdrobniejszy w tedy wstrząs mógł spowodować w jej głowie nieodwracalne skutki, ale na nasze szczęście jest to tylko chwilowa amnezja.- Dokończyła i znów zaczęła płakać.
- Czyli ona nic nie pamięta?- Spojrzałem na nią, na co twierdząco pokiwała głową i znów się do mnie przytuliła.- Ile będzie trwać?- Zapytałem po chwili.
- Powinno od kilka godzin do dwóch dni.- Powiedziała i pociągnęła nosem.- Jednak jeśli nie odzyska pamięci w tym czasie, będzie to oznaczało, że to amnezja afektywna.- Spojrzała na nas i po chwili wyjaśniła.- Całkowity brak pamięci, tak jakby się urodziła dopiero.- Dodała i wytarła łzy ze swoich polików.
- Możecie odwiedzić chorą, ale pojedynczo.- Wymamrotał lekarz i udał się do innej sali.
- Mogę wejść pierwsza?- Zapytała Rose i spojrzała na nas, na co twierdząco pokiwaliśmy głową. Dziewczyna wstała i powoli pociągnęła za klamkę i po chwili znikła w sali, gdzie znajduje się Vicky.


Łzy momentalnie napłynęły mi do oczu, gdy zobaczyłam ją leżącą na szpitalnym łóżku, ale starałam się ukryć mój smutek i lekko uśmiechnęłam się siadając na białym krześle koło jej łóżka.
- Cześć.- Powiedziałam cicho, na co wzrok dziewczyny przeniósł się na mnie.- Jestem Rose.- Przedstawiłam się jej, na co tylko uśmiechnęła się wymownie.- Przyjaźnimy się od 10 lat i od roku mieszkamy razem.- Dodałam i zatrzymałam się, bo nie wiedziałam co mam jej dalej powiedzieć.
- Jesteśmy… razem?- Zapytała Vicky i zdziwiona spojrzała na mnie.
- Nie, jesteśmy przyjaciółkami.- Odpowiedziałam jej, po tym jak uspokoiłam mój śmiech.- Mieszka z nami także Diana.- Dodałam.- Czy ona też może wejść?- Spojrzałam na nią i czekałam na twierdzącą odpowiedź. Dziewczyna po chwili wydukała z siebie ciche, ale słyszalne „tak”. Wyszłam, więc z sali i poprosiła Dianę by weszła, na co ta od razu się rozpromieniła.
- Cześć.- Powiedziała i usiadła po drugiej stronie szpitalnego łóżka.- Diana.- Dodała i uśmiechnęła się w stronę Vicky.
- Też bym się przedstawiła, ale kompletnie nie wiem kim jestem.- Wymamrotała po chwili, a do jej oczu momentalnie napłynęły łzy.


Dziewczyny były naprawdę sympatyczne, ale widać było w ich oczach smutek i ogromne zdenerwowanie. Rose była miłą i chyba zawsze uśmiechniętą blondynką, natomiast Diana była czarnowłosą silną kobietą, która dałaby sobie radę w życiu bez niczyjej pomocy. Powoli do mojej sali zaczęli wchodzić również inni, to znaczy: Max, który był chłopakiem Diany, a jednocześnie wysportowanym brunetem o dużych oczach i nieco zimnym spojrzeniu, Mike, który jak się dowiedziałam jest gejem i wciąż szuka tego jedynego, tak jak zresztą i ja, Ryan- chłopak Rose, który bardzo do niej pasował, choćby ze względu na jego potulny charakter i ciepłe rysy twarzy, no i na samym końcu wszedł do mojej sali, moim zdaniem cholernie seksowny brunet o imieniu Justin, który wciąż nie spuszczał ze mnie wzroku i co chwilę obdarzał mnie swoimi uśmiechami.
- To co chcesz wiedzieć?- Spojrzał na mnie najprawdopodobniej Mike i zajął miejsce koło seksownego brunet.
- Jak się nazywam.- Zaśmiałam się i czekałam na odpowiedź.- Najlepiej streśćcie mi całe moje życie.- Mruknęłam lekko poirytowana brakiem mojej tożsamości. Dowiedziałam się, że nazywam się Sophie, ale wolę używać skrótu od mojego drugiego imienia, czyli Vicky. Moi rodzice rok temu się rozwiedli, a ja przez to przeprowadziłam się do moich przyjaciółek- Diany i Rose. Lubię imprezować i po alkoholu robię różne głupie rzeczy, typu: striptiz na jednej z ulicznych latarni, lub podchodzenie do byle jakiego chłopaka i naleganie na sex. Od września będę w klasie maturalnej, a moim marzeniem jest dostać się na uczelnie w Stanford. Na razie nie mam jakiś poważnych planów na życie, ale dowiedziałam się, że w wieku 16 lat miałam sesję zdjęciową i poszłam na jednym z wybiegów. Z zaciekawieniem słuchałam historii o moim życiu, ale pomimo godzinnej opowieści moja pamięć wciąż nic nie wiedziała. Zdołałam zapamiętać jedynie moje przezwisko i imiona moich przyjaciół.
- Proszę o wyjście.- Do sali weszła pielęgniarka, na co moi znajomi opuścili pomieszczenie, gdzie się znajdowałam.
- Przepraszam?- Zapytałam na co brunetka po trzydziestym roku życia odwróciła się do mnie i przestała pisać coś na kartce.- Co mi jest?- Spojrzałam na nią, na co kobieto trochę się zdenerwowała.
- Ma pani tylko amnezję.- Dodała po chwili i wyszła, po czym moi znajomi znów weszli do sali. Spędziliśmy czas na opowiadaniu zdarzeń z przeszłości i z każdą chwilą dowiadywałam się coraz więcej o sobie, jednak po chwili zapominałam o tym, co mnie bardzo niepokoiło.


2 dni później

Obudziłam się po raz kolejny w tym samym pomieszczeniu w zupełnej ciszy. Moje łóżko było naprzeciwko dużego okna na szpitalny korytarz, więc z łatwością mogłam traktować je jako telewizor, w którym ciągle coś się dzieje i nie ma reklam. Spojrzałam na zegarek nad drzwiami i wyczekiwałam, aż przyjdzie lekarz prowadzący i wypisze mnie ze szpitala. Powoli docierały do mnie niektóre fakty i z łatwością zapamiętywałam fragmenty z mojego życia. Z opowieści znajomych dużo więcej wiedziałam niż wcześniej, jednak i tak byłam nie do końca świadoma całej zaistniałej sytuacji. Usłyszałam ciche pukanie do drzwi, a chwilę po tym pojawił się w nich seksowny brunet jak zwykle z uśmiechem na twarzy.
- Cześć.- Powiedział wesoło i zajął miejsce na krześle koło mojego szpitalnego łóżka. Nie odpowiedziałam mu, tylko cały czas wpatrywałam się w jego duże i głębokie oczy. Jak zwykle jego włosy były ułożone w idealny chaos, a usta otwarte do połowy kusiły z każdą chwilą. Chłopak był dla mnie wciąż zagadką, bo tylko o nim nic nie mogłam sobie przypomnieć. Czułam w głębi, że jest on kimś ważnym, bo tylko z jego wizyt cieszę się jak małe dziecko, które dostało cukierka. Ta myśl wciąż była pierwszą i ostatnią każdego dnia. Chciałam go pamiętać, bo może był kimś ważnym? Kimś cholernie ważnym, kto mógłby wszystko przywrócić do normy. Chciałabym któregoś dnia obudzić się i wiedzieć o nim wszystko, a przede wszystkim wiedzieć o nas wszystko.
- Hej.- Odpowiedziałam mu i również zaszczyciłam go uśmiechem. Trwaliśmy tak w kilkuminutowej ciszy, która w ogóle nie była krępująca.- Przepraszam, że przeze mnie nie pojedziemy do Paryża.- Wypaliłam po chwili i mimowolnie znów się uśmiechnęłam.
- Daj już z tym spokój.- Odparł chłopak.- Ważne, że wracasz do siebie.- Dodał.
- Justin, bo ja wciąż się zastanawiam, co było między nami przed tym całym wypadkiem.- Wydukałam niepewnie i spojrzałam wprost w oczy bruneta.- Jak przychodzisz i uśmiechasz się do mnie, to czuję się w tedy inaczej niż jak robi to Rose, czy Diana. Wypełniasz tak jakby pustkę w sercu..- Dodałam i lekko zawstydziłam się na myśl o tym co właśnie powiedziałam.
- Jesteś pewna, że chcesz wiedzieć wszystko?- Zapytał po chwili pewnym tonem i ewidentnie stał się bardziej zdenerwowany.
- Tak.- Odrzekłam mu stanowczo i przeniosłam się do pozycji siedzącej, tak, że siedziałam teraz naprzeciwko niego i tych jego oczu.

~*~
Od Autorki: Rozdział najbliższy memu sercu i moim zdaniem bezkonkurencyjny z resztą. Chyba powoli łapie ten dryg do pisania, po przerwie. Dziękuję za każdy miły komentarz, polecenie etc. :) Bardzo miłe jest to, że dzięki wam znów chcę pisać. Na początku myślałam, że to się nie uda, ale teraz wierzę, że chyba dam radę. Rozdział Szósty już w połowie napisany i trzymajcie kciuki za drugą połowę.


8 komentarzy:

  1. PISZ NASTĘPNY *.* PISZ, PISZ ,PISZ !! NIE MOGE SIĘ DOCZEKAĆ ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Super! Czekam :D :*

    OdpowiedzUsuń
  3. O M G. się porobiło. ciekawe jak zareaguje vicky na to, co powie jej justin. i co i jak wiele powie. nie mogę się odczekać następnego <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Bravo składam ukłon w Twoją stronę. Jesteś wielka naprawdę. Czekam na następną częśc bo masz w sobie to coś czego nie mają inne zdesperowane dziewczyny opisujące tragedie miłosne. Tu jest trochę brutalności i seksistowskich słówek : D Takie opowiadania lubię. pisz,a ja spokojnie poczekam tak jak reszta twoich fanów ( bo musisz się pogodzic z tym, że '' niestety '' masz już fanów : )

    OdpowiedzUsuń
  5. Zajebisty jest . :) . Kiedy kolejny ? .
    Pisz dalej bo to na prawdę świetnie Ci wychodzi . :)
    ~ 68LarryIsReal70 z TT . :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetny, czekam na kolejny :) Świetnie piszesz :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Zostałaś nominowana do The Versatile Blog

    OdpowiedzUsuń
  8. jak zwykle świetny, dodawaj szybko *.*

    OdpowiedzUsuń