Powoli przekręciłam kluczyk od domu w zamku i cicho
otworzyłam główne drzwi. Gołymi stopami dotykałam zimnych paneli, które nie
zdążyły się jeszcze nagrzać się od padających na nie promieni słonecznych przez
do połowy zasłonięte okno. Niemiłosierny ból głowy towarzyszył mi przy każdym
najdrobniejszym ruchu. Zrezygnowana usiadłam pod ścianą do salonu i złapałam
się dłońmi za skronie lekko je przyciskając by uśmierzyć, choć na chwilę
panujący w głowie szum i okropny ból. Oparłam moją, wydającą się cholernie
ciężką głowę o ścianę i zamknęłam oczy delektując się światłem słonecznym,
które z każdą sekundą coraz bardziej rzucało na mnie swoje ciepło. Wysunęłam
obolałe nogi przed siebie, które po chwili również zaczęły dostawać słonecznych
kąpieli. Tkwiłam tak przez pewien czas i starałam się ułożyć całe wczorajsze i
dzisiejsze wydarzenia w jak najbardziej normalną i racjonalną całość. Wciąż
delektowałam się każdym promieniem słonecznym, które choć na kilka sekund
pozwalało zapomnieć o bólu. Normalnie wzięłabym tabletkę, ale nie mam siły, aby
dojść do kanapy, która jest prawie, że obok mnie, a co dopiero do kuchni
znajdującej się po drugiej stronie domu na końcu korytarza. Z każdą chwilą
jednak uświadamiałam sobie, że nigdy nie dowiem się prawdy, co do wczorajszych
wydarzeń. Nawet nie pamiętam imienia chłopaka, który o dziwo dał mi narkotyk.
Moja głowa wciąż pulsowała i z każdą chwilą coraz bardziej chciało mi się spać.
Moje powieki, kilka chwil temu lekkie jak piórka, teraz wydawały się tak samo
ciężkie jak pulsująca coraz mocniej głowa. Byłam tak wykończona, że nie miałam
siły nawet unieść ich w górę, by zobaczyć, która godzina. Podsunęłam nogi pod
brodę, co spowodowało przez chwilę silniejszy ból niż dotychczas, ale po chwili
stopniowo stracił on swoją potęgę. Do moich uszu dobiegł dźwięk dzwonka.
Zazwyczaj był cichy, ale ze względu na mój okropny ból głowy czułam się przez
to jakby była na lotnisku, a kilkanaście samolotów miała za chwilę ruszyć.
Powoli i stopniowo unosiłam moje obolałe ciało, aż do momentu, w którym moja
postawa pozwalała na chodzenie. Stabilnie i twardo kładłam stopy na ciepłych
panelach, pamiętając, aby nie zachwiać równowagi, którą o dziwo, udało mi się
utrzymać. Mocno ścisnęłam kluczyk w drzwiach i zaczęłam go przekręcać. Ręka
wciąż trzęsła mi się co powodowało, że moje ruchy były jeszcze wolniejsze.
Dotknęłam gałki i znów użyłam całej mojej siły by ją przekręcić. W drzwiach
widziałam jedynie zamazane postacie, które coś do mnie krzyczały, ale jedyne,
co do mnie docierało to głośne echo półsłówek wypowiedziane przez osoby stojące
w progu. Poczułam nagle, że tracę równowagę, nie czuję nóg, a na końcu ogarnęła
mnie kojąca fala, która uśmierzył ból głowy. Potem pamiętam jedynie ciemność, w
której tkwiłam, aż do momentu, w którym nie czułam już kompletnie nic. Mogłoby
się wydawać, ze już w tej ciemności nic nie czułam, ale potem dopiero
zrozumiałam, co to znaczy „nic nie czuć”. To jest tak jakbyś oddychał, ale nie
czuł powietrza, które napływa do twoich płuc. Wiesz, że bije ci serce, ale nie
słyszysz tego najbardziej słyszalnego czasami dla naszych uszu dźwięku i nie
czujesz poszczególnych uderzeń w klatce piersiowej. Wiesz, że masz puls, bo
przecież żyjesz i myślisz, ale nie czujesz, że krew krąży ci w żyłach. Wiesz,
ze masz otwarte oczy, ale nie widzisz zupełnie nic, nawet tego czarnego koloru.
Ty wiesz, że żyjesz, i ci którzy są obok ciebie też to wiedzą, ale nie ma
dowodu, że funkcjonujesz. Czujesz się związany własnymi myślami, jakby były one
niewidzialnym sznurem. Pomimo tego, że nie widzisz, chociaż masz otwarte oczy,
pomimo tego, że żyjesz chociaż tego nie czujesz to wciąż jednak zdajesz sobie
sprawę, że musisz walczyć, z tą nicością, bo wiesz, że ona coraz bardziej cię
pochłania. I choć nie czujesz ile cię jeszcze zostało, to walczysz, a
przynajmniej domyślasz się, że walczysz.
Szybko podbiegłam do dziewczyny i spojrzałam na jej bladą
jak biała ściana twarz i lekko otwarte, powoli tracące swoją różową barwę usta.
- Dzwoń na pogotowie!- Krzyknęłam zdruzgotana do blondynki,
która nerwowo patrzyła na to, co dzieje się z Vicky. Trzęsące się dłonie Rose
szybko wybrały numer na pogotowie i po kilkunastu minutach usłyszałyśmy dźwięk
syreny, a potem widzieliśmy jak wynoszą naszą przyjaciółkę na noszach i co chwilę spoglądają na nią nerwowo, tak
jakby zaraz miała umrzeć. Do moich oczu napłynęły łzy, które po chwili spływały
po moich czerwonych od zdenerwowana polikach. Spojrzałam na brunetkę, która
wciąż stała w tym samym miejscu, gdzie przed chwilą leżała brunetka i płakała.
- Musimy pojechać do szpitala.- Wydukałam po chwili i objęłam przyjaciółkę ramieniem. Roztrzęsiona
podczas jazdy samochodem wybrałam numer do Maxa i łamiącym się głosem
opowiedziałam mu całe zdarzenie. Do moich oczu, co chwilę napływały nowe ilości
łez, co nieco uniemożliwiało mi prowadzenie samochodu. W końcu dojechaliśmy na
York Dean St. , gdzie znajdował się szpital, do którego trafiła Vicky. Szybko
wybiegłyśmy z samochodu i udaliśmy się do recepcji, aby dowiedzieć się, gdzie
znajduje się nasza przyjaciółka.
- Panie do kogo?- Zapytała nieco piskliwym głosem kobieta z
siwymi już gdzieniegdzie włosami poprawiając swoje okulary na nosie i
jednocześnie mierząc nas obie wzrokiem.
- Sophie Shelley.- Powiedziałam stanowczo i spojrzałam na
kobietę lekko proszącym i zdenerwowanym wzrokiem.
- Rodzina?- Zapytała podejrzliwe kobieta i zaczęła pisać coś
w komputerze.
- Tak.- Skłamałam.- Jesteśmy… siostrami.- Dodałam i nerwowo
przygryzłam wargę.
- Sala 182, na drugim piętrze.- Powiedziała po chwili
namysłu kobieta i znów wróciła do pisania czegoś na komputerze. Powolnym
korkiem udałyśmy się do windy i wcisnęłyśmy guzik z numerem 2. We wnętrzu
słychać było muzykę, jak w niejednym supermarkecie. W duchu zaśmiałam się, na
myśl o osobach, które jadą na operację i podczas jazdy windą muszą wysłuchiwać
beznadziejnych piosenek, które ani trochę pewnie im nie pomagają. Wyszłyśmy z
pomieszczenia i zaczęliśmy rozglądać się na numerem sali.
- 180, 181… - Mówiłam pod nosem.- Jest!- Krzyknęłam do
blondynki, która była na końcu szpitalnego korytarza i pociągnęłam za klamkę
wchodząc do Sali, gdzie była jedynie
pielęgniarka.
- Gdzie Vicky?- Odezwała się po raz pierwszy od tamtego
wydarzenia blondynka. Kobieta po trzydziestce spojrzała na nas pytającym
wzrokiem i uniosła brew.- To znaczy, Sophie Shelley?- Dodała po chwili namysłu,
kiedy zorientowała się, że w szpitalach używa się prawdziwych imion.
- Ma płukanie żołądka.- Odpowiedziała nam kobieta i wyszła
zostawiając nas same w sali naszej przyjaciółki. Tak bardzo żałuję, że nie
poszłam z nią wczoraj do domu, i że nie dopilnowałam jej. Nawet nie wiem co się
stało i jak to się stało. Czy to możliwe, że chciała się otruć? Czuję się
okropnie, z myślą, że nie zauważyłam jej problemów. Do moich oczu po raz
kolejny zaczęły napływać łzy, tak samo było u Rose, która pewnie też obwiniała
się za tą całą sytuację. Usiadłyśmy na dwóch krzesłach, niedaleko szpitalnego
łóżka i w kompletnej ciszy wyczekiwaliśmy brunetki.
Powoli zaczęłam czuć pulsującą krew, i moment przy
wypełnianiu płuc powietrzem. Czułam się jakby ożyła na nowo, tyle, że wciąż nic
nie widziałam, albo i też nie chciałam zobaczyć. Odetchnęłam z ulgą, że nie czuje bólu, a moja głowa znów
jest lekka, tak jak zwykle. Do moich uszu docierały pojedyncze dźwięki. W końcu
podniosłam moje powieki, a moim oczom ukazało się jaskrawe światło, z którym po
chwili zaczęłam się oswajać. Powoli wyodrębniały mi się poszczególne meble,
kolor ścian, a postacie, które były wokół mnie z sekundy na sekundę stawały się
coraz ostrzejsze. Szybko zamrugałam powiekami, a otaczająca mnie rzeczywistość
jeszcze bardziej się wyostrzyła. Pomimo tego, że znów funkcjonuje, to w mojej
psychice pojawia się uczucie niepewności tego kim jestem, i co tu robię.
Podobne uczucie, do tego przy narodzinach, tyle, że teraz mam pełną świadomość
i umiem sobie poradzić w życiu. Rozglądałam się nerwowo po całej sali i na
dłużej zatrzymywałam wzrok na osobach siedzących wokół łóżka. Każdemu przeznaczałam
kilka dobrych minut by dokładnie przyjrzeć się im się z nadzieją, że odzyskam
dzięki temu pamięć.
- Gdzie ja… jestem?- Wydukałam po chwili zachrypniętym i
cichym głosem, wciąż rozglądając się po sali. Ściany było jasno miętowe, a
niewielkie szafki, które były pod ścianą nad dużym oknem- białe. Wokół unosił
się specyficzny szpitalny zapach, który sprawiał mi dyskomfort. Nigdy nie
lubiłam takiego zapachu. Był on mieszaniną śmierci, nadziei, łez i odrobiną
podupadającej radości. Pewnie gdyby nie ten zapach, szpital zupełnie inaczej
odbierany byłby przeze mnie.
- W szpitalu.- Odpowiedział lekarz, który ubrany był w biały
fartuch, spod którego widać było błękitną koszulę zapiętą na wszystkie guziki i
czarne spodnie z materiału przewiązane również czarnym paskiem. Poprawił
okulary na swoim nosie i spojrzał na kartę trzymaną w ręku.- Panna Sophie
Shelley, nieprawdaż?- Jego wzrok skierował się w moją stroną z pytającą, a
jednocześnie znudzoną miną.
- Ja… nie wiem.- Odparłam po chwili namysłu.- Nic nie
pamiętam.- Przełknęłam głośno ślinę i nerwowo przeczesałam moje włosy.
- Mhm.- Tylko tyle powiedział lekarz, który zajmował się mną
i spojrzał na grupkę ludzi, którzy okrążyli moje łóżko.- Prosiłbym o wyjście.-
Rzekł stanowczo, a bodajże szóstka osób opuściła moją salę, a drzwi cicho
zamknęły się.
- Ona nic nie
pamięta?- Zapytałem lekarza prowadzącego i spojrzałem na niego.
- Jest Pan jej
rodziną?- Spojrzał na mnie i poprawił okulary.
- Nie, ale…
- Nie ma żadnego, ale. Udzielamy informacji tylko rodzinie.-
Powiedział podkreślając przedostatnie słowo.
- Jestem jej siostrą.- Wypaliła po chwili Diana i wstała z
krzesła, które znajdowało się pod zasłoniętym oknem, do jej sali.
- W takim razie, zapraszam do mojego gabinetu.- Odpowiedział
lekko zmieszany lekarz i po chwili wraz z Dianą zniknęli za drzwiami do
gabinetu Pana Moliére. Usiadłem obok płaczącej Rose, którą pocieszał Ryan i
schowałem twarz w dłonie. Czuję się winny za to całe zajście, bo jest ono przez
mojego kuzyna. To na pewno przez ta pigułkę gwałtu, którą jej podał. Gdyby on
się tu teraz pojawił, już pewnie by nie żył. Obok mnie usiadła Diana, która z
płaczem wyszła z gabinetu ordynatora i przytuliła się w moje ramię.
- I co?- Spojrzałem na nią, gdy ta nieco się uspokoiła.
- Ktoś musiał dać jej tabletkę gwałtu i jeszcze jakieś dwa
narkotyki, których lekarze jeszcze nie zidentyfikowali. Coś spowodowało, że te
trzy substancje złączyły się w jedną. Lekarz mówi, że jest to wynikiem jakieś
nerwowej sytuacji, bardzo nerwowej. Do tego wszystkiego doszedł jeszcze
alkohol, który tylko podwoił skutki.- Wiedziałem, że to jest związane z
pigułką, co również wiąże się ze mną, ale rodziny się nie wybiera.- Organizm
Vicky bardzo szybko się osłabił i w momencie, w którym straciła przytomność
upadła na ziemię. Najdrobniejszy w tedy wstrząs mógł spowodować w jej głowie
nieodwracalne skutki, ale na nasze szczęście jest to tylko chwilowa amnezja.-
Dokończyła i znów zaczęła płakać.
- Czyli ona nic nie pamięta?- Spojrzałem na nią, na co
twierdząco pokiwała głową i znów się do mnie przytuliła.- Ile będzie trwać?-
Zapytałem po chwili.
- Powinno od kilka godzin do dwóch dni.- Powiedziała i
pociągnęła nosem.- Jednak jeśli nie odzyska pamięci w tym czasie, będzie to
oznaczało, że to amnezja afektywna.- Spojrzała na nas i po chwili wyjaśniła.-
Całkowity brak pamięci, tak jakby się urodziła dopiero.- Dodała i wytarła łzy
ze swoich polików.
- Możecie odwiedzić chorą, ale pojedynczo.- Wymamrotał
lekarz i udał się do innej sali.
- Mogę wejść pierwsza?- Zapytała Rose i spojrzała na nas, na
co twierdząco pokiwaliśmy głową. Dziewczyna wstała i powoli pociągnęła za
klamkę i po chwili znikła w sali, gdzie znajduje się Vicky.
Łzy momentalnie napłynęły mi do oczu, gdy zobaczyłam ją
leżącą na szpitalnym łóżku, ale starałam się ukryć mój smutek i lekko
uśmiechnęłam się siadając na białym krześle koło jej łóżka.
- Cześć.- Powiedziałam cicho, na co wzrok dziewczyny
przeniósł się na mnie.- Jestem Rose.- Przedstawiłam się jej, na co tylko
uśmiechnęła się wymownie.- Przyjaźnimy się od 10 lat i od roku mieszkamy
razem.- Dodałam i zatrzymałam się, bo nie wiedziałam co mam jej dalej
powiedzieć.
- Jesteśmy… razem?- Zapytała Vicky i zdziwiona spojrzała na
mnie.
- Nie, jesteśmy przyjaciółkami.- Odpowiedziałam jej, po tym
jak uspokoiłam mój śmiech.- Mieszka z nami także Diana.- Dodałam.- Czy ona też
może wejść?- Spojrzałam na nią i czekałam na twierdzącą odpowiedź. Dziewczyna
po chwili wydukała z siebie ciche, ale słyszalne „tak”. Wyszłam, więc z sali i
poprosiła Dianę by weszła, na co ta od razu się rozpromieniła.
- Cześć.- Powiedziała i usiadła po drugiej stronie
szpitalnego łóżka.- Diana.- Dodała i uśmiechnęła się w stronę Vicky.
- Też bym się przedstawiła, ale kompletnie nie wiem kim
jestem.- Wymamrotała po chwili, a do jej oczu momentalnie napłynęły łzy.
Dziewczyny były naprawdę sympatyczne, ale widać było w ich
oczach smutek i ogromne zdenerwowanie. Rose była miłą i chyba zawsze
uśmiechniętą blondynką, natomiast Diana była czarnowłosą silną kobietą, która
dałaby sobie radę w życiu bez niczyjej pomocy. Powoli do mojej sali zaczęli
wchodzić również inni, to znaczy: Max, który był chłopakiem Diany, a
jednocześnie wysportowanym brunetem o dużych oczach i nieco zimnym spojrzeniu,
Mike, który jak się dowiedziałam jest gejem i wciąż szuka tego jedynego, tak jak
zresztą i ja, Ryan- chłopak Rose, który bardzo do niej pasował, choćby ze
względu na jego potulny charakter i ciepłe rysy twarzy, no i na samym końcu
wszedł do mojej sali, moim zdaniem cholernie seksowny brunet o imieniu Justin,
który wciąż nie spuszczał ze mnie wzroku i co chwilę obdarzał mnie swoimi
uśmiechami.
- To co chcesz wiedzieć?- Spojrzał na mnie
najprawdopodobniej Mike i zajął miejsce koło seksownego brunet.
- Jak się nazywam.- Zaśmiałam się i czekałam na odpowiedź.-
Najlepiej streśćcie mi całe moje życie.- Mruknęłam lekko poirytowana brakiem
mojej tożsamości. Dowiedziałam się, że nazywam się Sophie, ale wolę używać
skrótu od mojego drugiego imienia, czyli Vicky. Moi rodzice rok temu się
rozwiedli, a ja przez to przeprowadziłam się do moich przyjaciółek- Diany i
Rose. Lubię imprezować i po alkoholu robię różne głupie rzeczy, typu: striptiz
na jednej z ulicznych latarni, lub podchodzenie do byle jakiego chłopaka i
naleganie na sex. Od września będę w klasie maturalnej, a moim marzeniem jest
dostać się na uczelnie w Stanford. Na razie nie mam jakiś poważnych planów na
życie, ale dowiedziałam się, że w wieku 16 lat miałam sesję zdjęciową i poszłam
na jednym z wybiegów. Z zaciekawieniem słuchałam historii o moim życiu, ale
pomimo godzinnej opowieści moja pamięć wciąż nic nie wiedziała. Zdołałam
zapamiętać jedynie moje przezwisko i imiona moich przyjaciół.
- Proszę o wyjście.- Do sali weszła pielęgniarka, na co moi
znajomi opuścili pomieszczenie, gdzie się znajdowałam.
- Przepraszam?- Zapytałam na co brunetka po trzydziestym
roku życia odwróciła się do mnie i przestała pisać coś na kartce.- Co mi jest?-
Spojrzałam na nią, na co kobieto trochę się zdenerwowała.
- Ma pani tylko amnezję.- Dodała po chwili i wyszła, po czym
moi znajomi znów weszli do sali. Spędziliśmy czas na opowiadaniu zdarzeń z
przeszłości i z każdą chwilą dowiadywałam się coraz więcej o sobie, jednak po
chwili zapominałam o tym, co mnie bardzo niepokoiło.
2 dni później
Obudziłam się po raz kolejny w tym samym pomieszczeniu w
zupełnej ciszy. Moje łóżko było naprzeciwko dużego okna na szpitalny korytarz,
więc z łatwością mogłam traktować je jako telewizor, w którym ciągle coś się
dzieje i nie ma reklam. Spojrzałam na zegarek nad drzwiami i wyczekiwałam, aż
przyjdzie lekarz prowadzący i wypisze mnie ze szpitala. Powoli docierały do
mnie niektóre fakty i z łatwością zapamiętywałam fragmenty z mojego życia. Z
opowieści znajomych dużo więcej wiedziałam niż wcześniej, jednak i tak byłam
nie do końca świadoma całej zaistniałej sytuacji. Usłyszałam ciche pukanie do
drzwi, a chwilę po tym pojawił się w nich seksowny brunet jak zwykle z
uśmiechem na twarzy.
- Cześć.- Powiedział wesoło i zajął miejsce na krześle koło
mojego szpitalnego łóżka. Nie odpowiedziałam mu, tylko cały czas wpatrywałam
się w jego duże i głębokie oczy. Jak zwykle jego włosy były ułożone w idealny
chaos, a usta otwarte do połowy kusiły z każdą chwilą. Chłopak był dla mnie
wciąż zagadką, bo tylko o nim nic nie mogłam sobie przypomnieć. Czułam w głębi,
że jest on kimś ważnym, bo tylko z jego wizyt cieszę się jak małe dziecko,
które dostało cukierka. Ta myśl wciąż była pierwszą i ostatnią każdego dnia.
Chciałam go pamiętać, bo może był kimś ważnym? Kimś cholernie ważnym, kto
mógłby wszystko przywrócić do normy. Chciałabym któregoś dnia obudzić się i
wiedzieć o nim wszystko, a przede wszystkim wiedzieć o nas wszystko.
- Hej.- Odpowiedziałam mu i również zaszczyciłam go
uśmiechem. Trwaliśmy tak w kilkuminutowej ciszy, która w ogóle nie była
krępująca.- Przepraszam, że przeze mnie nie pojedziemy do Paryża.- Wypaliłam po
chwili i mimowolnie znów się uśmiechnęłam.
- Daj już z tym spokój.- Odparł chłopak.- Ważne, że wracasz
do siebie.- Dodał.
- Justin, bo ja wciąż się zastanawiam, co było między nami
przed tym całym wypadkiem.- Wydukałam niepewnie i spojrzałam wprost w oczy
bruneta.- Jak przychodzisz i uśmiechasz się do mnie, to czuję się w tedy
inaczej niż jak robi to Rose, czy Diana. Wypełniasz tak jakby pustkę w sercu..-
Dodałam i lekko zawstydziłam się na myśl o tym co właśnie powiedziałam.
- Jesteś pewna, że chcesz wiedzieć wszystko?- Zapytał po
chwili pewnym tonem i ewidentnie stał się bardziej zdenerwowany.
- Tak.- Odrzekłam mu stanowczo i przeniosłam się do pozycji
siedzącej, tak, że siedziałam teraz naprzeciwko niego i tych jego oczu.
~*~
Od Autorki: Rozdział najbliższy memu sercu i moim zdaniem bezkonkurencyjny z resztą. Chyba powoli łapie ten dryg do pisania, po przerwie. Dziękuję za każdy miły komentarz, polecenie etc. :) Bardzo miłe jest to, że dzięki wam znów chcę pisać. Na początku myślałam, że to się nie uda, ale teraz wierzę, że chyba dam radę. Rozdział Szósty już w połowie napisany i trzymajcie kciuki za drugą połowę.
PISZ NASTĘPNY *.* PISZ, PISZ ,PISZ !! NIE MOGE SIĘ DOCZEKAĆ ♥
OdpowiedzUsuńSuper! Czekam :D :*
OdpowiedzUsuńO M G. się porobiło. ciekawe jak zareaguje vicky na to, co powie jej justin. i co i jak wiele powie. nie mogę się odczekać następnego <3
OdpowiedzUsuńBravo składam ukłon w Twoją stronę. Jesteś wielka naprawdę. Czekam na następną częśc bo masz w sobie to coś czego nie mają inne zdesperowane dziewczyny opisujące tragedie miłosne. Tu jest trochę brutalności i seksistowskich słówek : D Takie opowiadania lubię. pisz,a ja spokojnie poczekam tak jak reszta twoich fanów ( bo musisz się pogodzic z tym, że '' niestety '' masz już fanów : )
OdpowiedzUsuńZajebisty jest . :) . Kiedy kolejny ? .
OdpowiedzUsuńPisz dalej bo to na prawdę świetnie Ci wychodzi . :)
~ 68LarryIsReal70 z TT . :D
Świetny, czekam na kolejny :) Świetnie piszesz :)
OdpowiedzUsuńZostałaś nominowana do The Versatile Blog
OdpowiedzUsuńjak zwykle świetny, dodawaj szybko *.*
OdpowiedzUsuń