środa, 3 kwietnia 2013

Rozdział Siódmy


3 dni później


     Stałam z niewielką torbą przy moich nogach na chodniku i czekałam na Rose i Dianę, które miały mnie odebrać spod szpitala. W końcu z niego wyszłam, a lekarz zapewnił mnie, że wszystko jest już w jak najlepszych porządku, pomijając oczywiście bulimię. Nerwowo przejechałam palcem po wyświetlaczu mojego czarnego iPhona i spojrzałam na godzinę. Dziewczyny spóźniały się już z dwadzieścia minut, a pomimo lata wcale nie było ciepło. Miałam na sobie jedynie krótkie czarne spodenki i miętową bokserkę, bo nic innego nie znajdowało się w mojej fioletowej torbie. Na moje szczęście poprosiła dziewczyny o moje czarne wełniane zakola nówki, dzięki którym moje łydki nie zmarzły tak bardzo jak ramiona, czy uda.

     Po raz kolejny spojrzałam na wyświetlacz i nerwowo zaczęłam przygryzać wargę z obawą, że mogło coś im się stać. Chwilę potem usłyszałam głośny dźwięk klaksonu samochodowego i z wrażenia, a także strachu odskoczyłam. Spojrzałam na czarny, sportowy samochód, od którego rozchodził się dźwięk. Uniosłam pytająco brew widząc jak ciemna szyba samochodu opada, a zza niej wychyla się ciemnowłosa przyjaciółka.
     - Niezły, nie?- Zapytała, na co oszołomiona pokiwałam głową widząc, co dziewczyny postanowiły zakupić. Podeszłam do auta i otworzyłam tylne drzwi, po czym weszłam do samochodu zapinając pasy.
     - Kocham mojego tatusia.- Powiedziała Rose i lekko zachichotała.- Prawda, że to jest o wiele lepsze niż tamto białe audi Diany?- Zapytała mnie  i czekała, że odpowiem tak, co zgodnie z faktami było prawdą. Moje przyjaciółki pochodziły z dość bogatych rodzin. Nie mówię, że ja nie, bo nigdy niczego mi nie brakowało w dzieciństwie i do dzisiaj oboje z rodziców przesyłają mi na konto co miesiąc sporą sumę pieniędzy, ale w porównaniu do Diany i Rose, nazwijmy rzeczy po imieniu- byłam biedna.

     Ojciec Rose jest właścicielem jeden z najlepiej prosperujących firm ubezpieczeniowych w Nowym Jorku, a jej Mama pracuje jako stylistka najsławniejszych gwiazd, więc mają dość sporo pieniędzy, aby spełniać każde z zachcianek swoich dzieci. Pomimo tego, że Rose ma jeszcze dwoje braci bliźniaków, Oliviera i Nate’a, to i tak zawsze ma więcej niż wszyscy moi znajomi razem wzięci.

     Diana ma tylko Mamę, gdyż jej Tato umarł na zawał serca w wieku 45 lat. Pozostawił po sobie ogromny spadek, który w całości należał się czarnowłosej, gdyż była jedynaczką. Pomimo kilku milionów dolarów, które odziedziczyła po firmie ojca, jej Mama jest dobrze zarabiającą dekoratorką wnętrz, za co również rocznie przybywa kilkadziesiąt tysięcy.

     No i na końcu ja. Mój tato jest profesorem na jednym z Nowojorskich Uniwersytetów, gdzie wykłada matematykę, która o dziwo, pomimo ojca, który nazywany jest na uczelni Matematycznym Geniuszem- nie jest moją mocną stroną. Moja Mama zaś od kilku dobrych lat jest tłumaczem językowym w firmie Vitra Universum. Nie mamy milinów na koncie, ale zawsze wystarczało nam na wszystko i byliśmy ponad przeciętnymi.
     - Ugh.- Mruknęłam.- Też bym coś takiego chciała.- Zagryzłam wargę spoglądając na kremową skórzaną tapicerkę i te wszystkie dodatki, na których się nie znałam, ale dodawały temu samochodowi gracji, pomimo tego, że bardziej on nadawałby się dla mężczyzny. W odzewie usłyszałam tylko chichot blondynki, poczym z piskiem opon odjechaliśmy spod szpitala.

     Wzięłam do dłoni moją torbę i mocno ją ścisnęłam, a następnie pociągnęłam za klamkę i wyszłam z nowo zakupionego pojazdu Rose. Czekałam na dziewczyny przed drzwiami, bo nie miałam kluczy, a dom był zamknięty. Po chwili obok mnie stanęła Diana i otworzyła drzwi, gdzie w korytarzu czekali już na mnie chłopcy.
     - No w końcu jesteś!- Krzyknął Mike i jako pierwszy przytulił się do mnie.
    - Też cię miło widzieć.- Odparłam, gdy ten przestał mnie ściskać, a powietrze znów docierało do moich płuc. Potem przywitałam się z pozostałymi, nie pomijając Justina, co wywołało u moich znajomych lekkie zdziwienie, bo był to pierwszy raz, gdy w ten sposób się witałam od trzech lat. Wymownie się do nich uśmiechnęłam i udałam się do swojego pokoju, gdzie od razu rzuciłam się na moje łóżko delektując się miękką objętością mojego materacu. Potrząsnęłam głową i podeszłam do komody, z której wyciągnęłam błękitne dżinsowe rurki, a do tego biała koszulkę na ramiączka i biały sweterek w czarne kropki zapinany na guziki. Z szafki niżej wyciągnęłam czystą bieliznę i udałam się w stronę toalety, gdzie wzięłam prysznic i starannie umyłam moje włosy, które powoli zaczęły przesiąkać szpitalnym zapachem. Owinęłam się ręcznikiem i zabrałam się za ich wysuszenie. Potem związałam je w niedbałego warkocza, który opadał na moje ramiona, następnie przebrałam się w wcześniej przygotowane ciuchy. Weszłam do mojego pokoju i z biurka obok lóżka wzięłam mój telefon, który wsadziłam do tylniej kieszeni dżinsów. Tanecznym krokiem zeszłam ze schodów, a następnie udałam się do salonu, gdzie była reszta moich przyjaciół. Usiadłam między Maxem, a Mikem i zaczęłam wysłuchiwać tego, co robili przez pięć dni, gdy mnie nie było, prócz tego, że odwiedzali mnie w szpitalu.
     - Chyba się zakochałem.- Wypalił, w którymś momencie Mike, na co każda para oczu w tym pokoju przeniosła się na niego, łącznie z naszym psem Archem.
      - O Jezu!- Krzyknęłam szczęśliwa i przytuliłam chłopaka.- Kim on jest?- Zapytałam go.
      - Ona.- Odparł, na co zdziwiliśmy się, bo dotychczas myśleliśmy, ze Mike woli chłopaków.- Nazywa się Taylor.- Dodał dumnie i czekał na naszą reakcję.
      - Ale byłeś gejem, fajnym gejem.- Odpowiedziała po chwili Rose i zrobiła dość dziwną minę.
     - Ale ona wszystko zmieniła i dopiero teraz wiem, że to co było wcześniej, między innymi z Luisem, czy Victorem, to tylko przyjaźń.- Wzruszył ramionami.- Naprawdę ją kocham.- Dodał, a na jego twarzy pojawił się szeroki i szczery uśmiech.
     - To kiedy ją poznamy?- Zapytał Justin.
     - Mam nadzieję, że niedługo.- Odpowiedział mu brunet.

     Z opowiadań Mike’a, Taylor jest wysoką i szczupłą rudowłosą Brytyjką, która mieszka od kilku miesięcy w Nowym Jorku. Jest od nas o rok starsza, co nas trochę zdziwiło, ale nie tak bardzo jak kilkutygodniowy romans Justin z trzydziestoletnią blondynką, która zachowywała się czasami, aż za bardzo jak nastolatka. Dziewczyna jest na pierwszym roku studiów medycznych i, co najważniejsze, zdaniem bruneta, ma naprawdę spory biust, który widział jedynie przez komunikatory internetowe, ponieważ jeszcze nigdy nie spotkali się w rzeczywistości.

     Dochodziła godzina dwudziesta druga, a ja robiłam się strasznie zmęczona, co zauważyli moi znajomi.
     - My już idziemy.- Powiedzieli wspólnie chłopacy i żegnając się z każdą z nas wyszli z domu. Ziewnęłam i przeciągnęłam się na sofie, a następnie powolnym krokiem udałam się do swojego pokoju, z którego wzięłam pidżamę i udałam się do łazienki. Rozpuściłam warkocza i rozczesałam włosy, a następnie przebrałam się w pidżamę. Podeszłam do kosza z brudami, obok którego leżały kapcie i założyłam je na nogi. Weszłam do mojego pokoju i położyłam się pod kołdrę, która pachniała moimi perfumami i wtuliłam się w poduszkę, a po chwili zasnęłam.

     Do moich uszu dobiegł dźwięk wiadomości, który tym samym mnie obudził. Przeciągnęłam się i wstałam z łóżka podchodząc do komody, na której leżał mój telefon. Przesunęłam palcem po ekranie i kliknęłam na wiadomość

Od: Justin B.
Mam klinikę dla ciebie. Spotkajmy się w parku o 13, to ci wszystko wytłumaczę.

     Odpisałam mu zwykłe: OK. i spojrzałam na godzinę. 9:20. Zeszłam do kuchni, gdzie zrobiłam sobie jedną kanapkę z serem i usiadłam przy stole. Do kuchni weszła Diana i zrobiła również to co ja i siadła koło mnie. Jadłyśmy w ciszy, aż w końcu zapytała.
      - Pogodziłaś się z Justinem?- Spojrzałam na nią i przełknęłam ostatni kawałek kanapki.
  - Chyba, tak. Nie wiem…- Mruknęłam jej i podeszłam do szafki, z której wyciągnęłam sok pomarańczowy i szklankę. Diana nic nie odpowiedziała i wyszła z kuchni udając się do salonu i włączyła telewizor. Wypiłam zawartość szklanki i włożyłam ją do zmywarki. Udałam się do mojego pokoju, gdzie wyciągnęłam z szafy przewiewne miętowe spodnie, czarną koszulkę odkrywającą nieco brzuch i czystą bieliznę. Weszłam do łazienki, gdzie wzięłam prysznic, a potem owinięta kremowym ręcznikiem podeszłam do lustra, gdzie zrobiłam sobie makijaż, a następnie uczesałam moje włosy w wysokiego kucyka. Założyłam na siebie czystą bieliznę, a następnie przygotowane wcześniej ciuchy. Wyszłam z łazienki, poprawiając przed tym jeszcze fryzurę i udałam się do pokoju. Z półki, która znajdowała się pod komodą wyciągnęłam jakieś czarne rzymianki i założyłam je na gołe stopy. Wzięłam telefon do ręki i po raz kolejny sprawdziłam, która jest godzina. Była kilkanaście minut po 10, a do spotkania z Justinem miałam jeszcze niecałe trzy godziny. Zeszłam na dół, gdzie Rose jadła śniadanie, a Diana oglądała jakiś serial w telewizorze. Usiadłam obok niej i dołączyłam się do oglądania.
     - Cieszę się, że się pogodziliście.- Zaczęła Rose, gdy weszła do salonu i usiadła koło nas.
     - Kto powiedział, że się pogodziliśmy?- Zapytałam i przeniosłam wzrok z telewizora na przyjaciółkę.
     - No wczoraj się przytulaliście…- Odparła, na co wzruszyłam ramionami i wyszłam z salonu.

    Sama nie wiem, czy się pogodziliśmy, bo może to co robi teraz Justin, to tylko jego kolejna gra? Nie zdziwiłabym się. W końcu nikt tak łatwo się nie zmienia, a w szczególności on. Chamski i prymitywny egoista to jego drugie imię.

    Usiadłam do biurka i włączyłam mojego białego laptopa z jabłkiem na obudowie. Weszłam na Twittera, gdzie sprawdziłam, co działo się u ludzi podczas mojego pobytu szpitalu, a następnie weszłam na Facebooka, gdzie popisałam ze znajomymi ze szkoły. Spojrzałam na zegarek, który jest na ekranie laptopa. Dochodziła 12, a moje spotkanie z Justinem było o 13, więc miałam sporo czasu. Wzięłam telefon do ręki i w tym samy czasie dostałam wiadomość. Kliknęłam na skrzynkę i spojrzałam na adresata.

Od: 748 9362
Witaj księżniczko. Jeszcze dokończymy, to co zaczęliśmy i żaden Justin nam nie przeszkodzi :*

     Jeszcze raz przeczytałam wiadomość i z każdą chwilą coraz bardziej się bałam. Nie znałam tego numery i zapewne nie znałam tej osoby. I co oznacza, że dokończymy, to co zaczęliśmy? Co my zaczęliśmy? I co przeszkodził nam Justin? I czy to Justin Bieber? Czy inny Justin, których w Nowym Jorku jest kilka tysięcy?
 
Do: 748 9362
Znamy się, księciu?

Od: 748 9362
Nawet nie wiesz jak dobrze, księżniczko :* Do zobaczenia wkrótce. Ha ha ha.

     Przełknęłam głośno ślinę i jeszcze kilka razy przeczytałam wiadomości od „księcia”, którego potem tak zapisałam w moich kontaktach. Kilka razy nerwowo przygryzłam wargę i wciąż wpatrywałam się w telefon. Wówczas dostałam kolejna wiadomość i z lekką obawą otworzyłam go.

Od: Książę
Słodko przygryzasz wargi… Nie bój się mnie, księżniczko…

     W tedy jeszcze bardziej się wystraszyłam, zwłaszcza iż ta osoba musiała mnie obserwować. Spojrzałam przez okno i nie zauważyłam nic podejrzanego. Wszystko wyglądało, tak jak zwykle. Dzieci idące w stronę placu zabaw, dorośli biegnący do pracy, nastolatki podpalające papierosy zza drzewami i policjanci, którzy pilnowali porządku na naszej ulicy.
     Usłyszałam kolejny dźwięk smsa, na co cholernie się przestraszyłam. Drżącą ręką przesunęłam palec po ekranie telefonu i dotknęłam ikonę wiadomości.

Od: Justin B.
Masz zamiar przyjść? Już 13.

     Spojrzałam na zegarek, który wisiał na ścianie. 13:05. Szybko wybiegłam z mojego pokoju i w między czasie krzyknęłam do dziewczyn, że wychodzę na chwilę do parku. Dziesięć minut po tym błądziłam wzrokiem po zieleni, aż w końcu natrafiłam na bruneta, który palił papierosa. Podbiegłam do niego i usiadłam obok.
     - Cześć.- Mruknął i wyrzucił niedopałek na chodnik, który potem przygniótł nogą.
     - Hej.- Odpowiedziałam mu i czekałam, aż pierwszy zacznie rozmowę odnośnie kliniki.
     - Poprosiłem kumpla, aby popytał swoich rodziców o kliniki, które tym się zajmują.- Powiedział po chwili namysłu i przeniósł wzrok na mnie.- No i jego starszy znaleźli zajebistą klinikę, na tyle ile może być zajebista klinika dla bulimiczek.- Dodał.- Tyle, że jest jeden mały problem…
     - Pieniądze to nie problem.- Przerwałam mu.
    - Nie chodzi o pieniądze.- Wymamrotał.- Tylko o położenie tej klinki.- Uniosła pytająco brew.- Ta klinika jest w Londynie.- Odparł.
     - To nie wypali, za półtora miesiąc zaczyna się szkoła i w ogóle.- Wymamrotałam.
     - No właśnie, półtora miesiące. Ta klinika jest na tyle dobra, ze wyleczą cię w miesiąc!- Chłopak klasnął w dłonie ucieszony.- To jak? Wchodzisz w to?- Zapytał mnie.
    - T-tak.- Odpowiedziałam mu po chwili namysłu i przygryzłam wargę. Usłyszałam dźwięk dostawanego smsa, który dochodził z mojego telefonu i spojrzałam na ekran.

Od: Książę
Ze mną wyglądałabyś lepiej, księżniczko… Mmmm….

     - O co chodzi?- Zapytał mnie brunet, który najprawdopodobniej musiał przeczytać wiadomość.
     - Nie wiem…- Odpowiedziałam mu i zaczęłam nerwowo rozglądać się po parku.- Ja… ja muszę już iść.- Wymamrotałam po chwili i szybko wstałam z ławki udając się w kierunku domu. Poczułam silne szarpnięcie za ramię, a serce prawie wyskoczyło mi z piersi.
     - Vicky.- Odetchnęłam z ulgą, gdy usłyszałam za sobą głos bruneta.- Co jest? Powiedz mi.
    - Justin, ja nie wiem.- Odpowiedziałam mu i odwróciłam się do niego.- Dzisiaj rano dostałam kilka smsów, od kompletnie nieznanego mi numeru.- Wymamrotałam.- I ta osoba mnie śledzi, bo wie co robię. Boję się Justin.- Powiedziałam błagalnym głosem i znów usłyszałam dźwięk smsu. Drżącą dłonią wyciągnęłam telefon z kieszeni i spojrzałam na wyświetlacz.

Od: Książę
Już poskarżyłaś się Justinowi? Myślałem, że jesteś mądrzejsza, księżniczko…

     Chłopak wyrwał mi telefon z ręki i przesunął palcem po monitorze, a jego czy momentalnie się powiększyły.
      - Odprowadzę cię.- Wyjąkał po chwili i oddał mi telefon, który wsadziłam do kieszeni i wolnym krokiem ruszyliśmy pod moje mieszkanie.
      - 21 będziemy wyjeżdżać do Londynu.- Powiedział Justin w połowie drogi.
      - My?- Spojrzałam na niego.
      - No, tak.- Mruknął.- Przecież powiedziałem ci, że jadę z tobą.- Przystanął i czekał na moją odpowiedź.
      - Myślałam, że żartujesz.- Wymamrotałam widocznie zdziwiona.
   - Nigdy bym z  tego nie żartował.- Szepnął mi na ucho i przejechał nosem po zagięciu mojej szyi powodując u mnie przyjemne dreszcze, a potem jak gdyby nigdy nic zaczął iść w kierunku mojego domu.- Idziesz?- Zapytał, na co wyrwałam się z transu i podeszłam do niego. 

~*~

Od Autorki: Czytasz? Fajnie by było jakbyś skomentował ;>

xx

7 komentarzy:

  1. Świetny ! Ciekawe kim jest 'książe'... Dalabyś radę napisać jeszcze dziś nn? Wiem , że jak zwykle dużo wymagam , ale to jest Z A J E B I S T E !

    OdpowiedzUsuń
  2. Miałam takie strasznego doła zanim tu weszłam i powiedziałam sobie, że jeżeli będzie następny rozdział to postaram się uspokoić i nagle jest ! Dziękuje.kocham Cię. A ja podejrzewam kim jest ten Książę, ale nie będę pisać, żeby nie psoć nie którym niespodzianki. Dziwi mnie tylko i zarazem podnieca , że ją śledzi. Super piszesz i też bym chciała, żeby było już dzisiaj, ale nic na siłę ; ) Jeszcze raz weny życzę. Pozdrawiam : DD

    OdpowiedzUsuń
  3. No co ja Ci mogę napisać ? Tylko tyle , ze jest zajebisty . Przejmuje sie tym opowiadaniem niż własnym życiem . :D . Czekam jak zwykle na nowy rozdział . :D

    OdpowiedzUsuń
  4. jeju, cudowny <3 kurde, ciekawe kto jej te sms wysyla. boje sie z lekka... i kochany jest, ze chce z nia pojechac. dawaj nastepny <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Asdfghjkl *.* Już nie moge się doczekać NN ♥ Ciekawe kim jest ten książe ... Denerwuje mnie >.<

    OdpowiedzUsuń
  6. cudnyyyy . nie mogę doczekac się 8 ;))

    OdpowiedzUsuń
  7. Super! Czekam na następny :D

    OdpowiedzUsuń