3 dni później
Stałam z niewielką torbą przy moich
nogach na chodniku i czekałam na Rose i Dianę, które miały mnie odebrać spod
szpitala. W końcu z niego wyszłam, a lekarz zapewnił mnie, że wszystko jest już
w jak najlepszych porządku, pomijając oczywiście bulimię. Nerwowo przejechałam
palcem po wyświetlaczu mojego czarnego iPhona i spojrzałam na godzinę.
Dziewczyny spóźniały się już z dwadzieścia minut, a pomimo lata wcale nie było
ciepło. Miałam na sobie jedynie krótkie czarne spodenki i miętową bokserkę, bo
nic innego nie znajdowało się w mojej fioletowej torbie. Na moje szczęście
poprosiła dziewczyny o moje czarne wełniane zakola nówki, dzięki którym moje
łydki nie zmarzły tak bardzo jak ramiona, czy uda.
Po raz kolejny spojrzałam na
wyświetlacz i nerwowo zaczęłam przygryzać wargę z obawą, że mogło coś im się
stać. Chwilę potem usłyszałam głośny dźwięk klaksonu samochodowego i z wrażenia,
a także strachu odskoczyłam. Spojrzałam na czarny, sportowy samochód, od
którego rozchodził się dźwięk. Uniosłam pytająco brew widząc jak ciemna szyba
samochodu opada, a zza niej wychyla się ciemnowłosa przyjaciółka.
- Niezły, nie?- Zapytała, na co
oszołomiona pokiwałam głową widząc, co dziewczyny postanowiły zakupić.
Podeszłam do auta i otworzyłam tylne drzwi, po czym weszłam do samochodu
zapinając pasy.
- Kocham mojego tatusia.-
Powiedziała Rose i lekko zachichotała.- Prawda, że to jest o wiele lepsze niż
tamto białe audi Diany?- Zapytała mnie i
czekała, że odpowiem tak, co zgodnie z faktami było prawdą. Moje przyjaciółki
pochodziły z dość bogatych rodzin. Nie mówię, że ja nie, bo nigdy niczego mi
nie brakowało w dzieciństwie i do dzisiaj oboje z rodziców przesyłają mi na
konto co miesiąc sporą sumę pieniędzy, ale w porównaniu do Diany i Rose,
nazwijmy rzeczy po imieniu- byłam biedna.
Ojciec Rose jest właścicielem jeden
z najlepiej prosperujących firm ubezpieczeniowych w Nowym Jorku, a jej Mama
pracuje jako stylistka najsławniejszych gwiazd, więc mają dość sporo pieniędzy,
aby spełniać każde z zachcianek swoich dzieci. Pomimo tego, że Rose ma jeszcze
dwoje braci bliźniaków, Oliviera i Nate’a, to i tak zawsze ma więcej niż
wszyscy moi znajomi razem wzięci.
Diana ma tylko Mamę, gdyż jej Tato
umarł na zawał serca w wieku 45 lat. Pozostawił po sobie ogromny spadek, który
w całości należał się czarnowłosej, gdyż była jedynaczką. Pomimo kilku milionów
dolarów, które odziedziczyła po firmie ojca, jej Mama jest dobrze zarabiającą
dekoratorką wnętrz, za co również rocznie przybywa kilkadziesiąt tysięcy.
No i na końcu ja. Mój tato jest
profesorem na jednym z Nowojorskich Uniwersytetów, gdzie wykłada matematykę,
która o dziwo, pomimo ojca, który nazywany jest na uczelni Matematycznym
Geniuszem- nie jest moją mocną stroną. Moja Mama zaś od kilku dobrych lat jest
tłumaczem językowym w firmie Vitra Universum. Nie mamy milinów na koncie, ale
zawsze wystarczało nam na wszystko i byliśmy ponad przeciętnymi.
- Ugh.- Mruknęłam.- Też bym coś takiego chciała.- Zagryzłam wargę spoglądając na kremową skórzaną tapicerkę i te wszystkie dodatki, na których się nie znałam, ale dodawały temu samochodowi gracji, pomimo tego, że bardziej on nadawałby się dla mężczyzny. W odzewie usłyszałam tylko chichot blondynki, poczym z piskiem opon odjechaliśmy spod szpitala.
- Ugh.- Mruknęłam.- Też bym coś takiego chciała.- Zagryzłam wargę spoglądając na kremową skórzaną tapicerkę i te wszystkie dodatki, na których się nie znałam, ale dodawały temu samochodowi gracji, pomimo tego, że bardziej on nadawałby się dla mężczyzny. W odzewie usłyszałam tylko chichot blondynki, poczym z piskiem opon odjechaliśmy spod szpitala.
Wzięłam do dłoni moją torbę i mocno
ją ścisnęłam, a następnie pociągnęłam za klamkę i wyszłam z nowo zakupionego
pojazdu Rose. Czekałam na dziewczyny przed drzwiami, bo nie miałam kluczy, a
dom był zamknięty. Po chwili obok mnie stanęła Diana i otworzyła drzwi, gdzie w
korytarzu czekali już na mnie chłopcy.
- No w końcu jesteś!- Krzyknął Mike
i jako pierwszy przytulił się do mnie.
- Też cię miło widzieć.- Odparłam,
gdy ten przestał mnie ściskać, a powietrze znów docierało do moich płuc. Potem
przywitałam się z pozostałymi, nie pomijając Justina, co wywołało u moich
znajomych lekkie zdziwienie, bo był to pierwszy raz, gdy w ten sposób się
witałam od trzech lat. Wymownie się do nich uśmiechnęłam i udałam się do
swojego pokoju, gdzie od razu rzuciłam się na moje łóżko delektując się miękką
objętością mojego materacu. Potrząsnęłam głową i podeszłam do komody, z której
wyciągnęłam błękitne dżinsowe rurki, a do tego biała koszulkę na ramiączka i
biały sweterek w czarne kropki zapinany na guziki. Z szafki niżej wyciągnęłam
czystą bieliznę i udałam się w stronę toalety, gdzie wzięłam prysznic i
starannie umyłam moje włosy, które powoli zaczęły przesiąkać szpitalnym
zapachem. Owinęłam się ręcznikiem i zabrałam się za ich wysuszenie. Potem
związałam je w niedbałego warkocza, który opadał na moje ramiona, następnie
przebrałam się w wcześniej przygotowane ciuchy. Weszłam do mojego pokoju i z
biurka obok lóżka wzięłam mój telefon, który wsadziłam do tylniej kieszeni
dżinsów. Tanecznym krokiem zeszłam ze schodów, a następnie udałam się do
salonu, gdzie była reszta moich przyjaciół. Usiadłam między Maxem, a Mikem i
zaczęłam wysłuchiwać tego, co robili przez pięć dni, gdy mnie nie było, prócz
tego, że odwiedzali mnie w szpitalu.
- Chyba się zakochałem.- Wypalił, w
którymś momencie Mike, na co każda para oczu w tym pokoju przeniosła się na
niego, łącznie z naszym psem Archem.
- O Jezu!- Krzyknęłam szczęśliwa i
przytuliłam chłopaka.- Kim on jest?- Zapytałam go.
- Ona.- Odparł, na co zdziwiliśmy
się, bo dotychczas myśleliśmy, ze Mike woli chłopaków.- Nazywa się Taylor.-
Dodał dumnie i czekał na naszą reakcję.
- Ale byłeś gejem, fajnym gejem.-
Odpowiedziała po chwili Rose i zrobiła dość dziwną minę.
- Ale ona wszystko zmieniła i
dopiero teraz wiem, że to co było wcześniej, między innymi z Luisem, czy
Victorem, to tylko przyjaźń.- Wzruszył ramionami.- Naprawdę ją kocham.- Dodał,
a na jego twarzy pojawił się szeroki i szczery uśmiech.
- To kiedy ją poznamy?- Zapytał
Justin.
- Mam nadzieję, że niedługo.-
Odpowiedział mu brunet.
Z opowiadań Mike’a, Taylor jest
wysoką i szczupłą rudowłosą Brytyjką, która mieszka od kilku miesięcy w Nowym
Jorku. Jest od nas o rok starsza, co nas trochę zdziwiło, ale nie tak bardzo
jak kilkutygodniowy romans Justin z trzydziestoletnią blondynką, która
zachowywała się czasami, aż za bardzo jak nastolatka. Dziewczyna jest na
pierwszym roku studiów medycznych i, co najważniejsze, zdaniem bruneta, ma
naprawdę spory biust, który widział jedynie przez komunikatory internetowe,
ponieważ jeszcze nigdy nie spotkali się w rzeczywistości.
Dochodziła godzina dwudziesta
druga, a ja robiłam się strasznie zmęczona, co zauważyli moi znajomi.
- My już idziemy.- Powiedzieli
wspólnie chłopacy i żegnając się z każdą z nas wyszli z domu. Ziewnęłam i
przeciągnęłam się na sofie, a następnie powolnym krokiem udałam się do swojego
pokoju, z którego wzięłam pidżamę i udałam się do łazienki. Rozpuściłam
warkocza i rozczesałam włosy, a następnie przebrałam się w pidżamę. Podeszłam
do kosza z brudami, obok którego leżały kapcie i założyłam je na nogi. Weszłam
do mojego pokoju i położyłam się pod kołdrę, która pachniała moimi perfumami i
wtuliłam się w poduszkę, a po chwili zasnęłam.
Do moich uszu dobiegł dźwięk
wiadomości, który tym samym mnie obudził. Przeciągnęłam się i wstałam z łóżka
podchodząc do komody, na której leżał mój telefon. Przesunęłam palcem po ekranie
i kliknęłam na wiadomość
Od: Justin B.
Mam
klinikę dla ciebie. Spotkajmy się w parku o 13, to ci wszystko wytłumaczę.
Odpisałam mu zwykłe: OK. i
spojrzałam na godzinę. 9:20. Zeszłam do kuchni, gdzie zrobiłam sobie jedną
kanapkę z serem i usiadłam przy stole. Do kuchni weszła Diana i zrobiła również
to co ja i siadła koło mnie. Jadłyśmy w ciszy, aż w końcu zapytała.
- Pogodziłaś się z Justinem?-
Spojrzałam na nią i przełknęłam ostatni kawałek kanapki.
- Chyba, tak. Nie wiem…- Mruknęłam
jej i podeszłam do szafki, z której wyciągnęłam sok pomarańczowy i szklankę.
Diana nic nie odpowiedziała i wyszła z kuchni udając się do salonu i włączyła
telewizor. Wypiłam zawartość szklanki i włożyłam ją do zmywarki. Udałam się do
mojego pokoju, gdzie wyciągnęłam z szafy przewiewne miętowe spodnie, czarną
koszulkę odkrywającą nieco brzuch i czystą bieliznę. Weszłam do łazienki, gdzie
wzięłam prysznic, a potem owinięta kremowym ręcznikiem podeszłam do lustra,
gdzie zrobiłam sobie makijaż, a następnie uczesałam moje włosy w wysokiego
kucyka. Założyłam na siebie czystą bieliznę, a następnie przygotowane wcześniej
ciuchy. Wyszłam z łazienki, poprawiając przed tym jeszcze fryzurę i udałam się
do pokoju. Z półki, która znajdowała się pod komodą wyciągnęłam jakieś czarne
rzymianki i założyłam je na gołe stopy. Wzięłam telefon do ręki i po raz
kolejny sprawdziłam, która jest godzina. Była kilkanaście minut po 10, a do
spotkania z Justinem miałam jeszcze niecałe trzy godziny. Zeszłam na dół, gdzie
Rose jadła śniadanie, a Diana oglądała jakiś serial w telewizorze. Usiadłam
obok niej i dołączyłam się do oglądania.
- Cieszę się, że się pogodziliście.-
Zaczęła Rose, gdy weszła do salonu i usiadła koło nas.
- Kto powiedział, że się
pogodziliśmy?- Zapytałam i przeniosłam wzrok z telewizora na przyjaciółkę.
- No wczoraj się przytulaliście…-
Odparła, na co wzruszyłam ramionami i wyszłam z salonu.
Sama nie wiem, czy się
pogodziliśmy, bo może to co robi teraz Justin, to tylko jego kolejna gra? Nie
zdziwiłabym się. W końcu nikt tak łatwo się nie zmienia, a w szczególności on.
Chamski i prymitywny egoista to jego drugie imię.
Usiadłam do biurka i włączyłam
mojego białego laptopa z jabłkiem na obudowie. Weszłam na Twittera, gdzie
sprawdziłam, co działo się u ludzi podczas mojego pobytu szpitalu, a następnie
weszłam na Facebooka, gdzie popisałam ze znajomymi ze szkoły. Spojrzałam na
zegarek, który jest na ekranie laptopa. Dochodziła 12, a moje spotkanie z
Justinem było o 13, więc miałam sporo czasu. Wzięłam telefon do ręki i w tym
samy czasie dostałam wiadomość. Kliknęłam na skrzynkę i spojrzałam na adresata.
Od: 748 9362
Witaj
księżniczko. Jeszcze dokończymy, to co zaczęliśmy i żaden Justin nam nie
przeszkodzi :*
Jeszcze raz przeczytałam wiadomość
i z każdą chwilą coraz bardziej się bałam. Nie znałam tego numery i zapewne nie
znałam tej osoby. I co oznacza, że dokończymy, to co zaczęliśmy? Co my
zaczęliśmy? I co przeszkodził nam Justin? I czy to Justin Bieber? Czy inny
Justin, których w Nowym Jorku jest kilka tysięcy?
Do: 748 9362
Znamy
się, księciu?
Od: 748 9362
Nawet
nie wiesz jak dobrze, księżniczko :* Do zobaczenia wkrótce. Ha ha ha.
Przełknęłam głośno ślinę i jeszcze
kilka razy przeczytałam wiadomości od „księcia”, którego potem tak zapisałam w
moich kontaktach. Kilka razy nerwowo przygryzłam wargę i wciąż wpatrywałam się
w telefon. Wówczas dostałam kolejna wiadomość i z lekką obawą otworzyłam go.
Od: Książę
Słodko
przygryzasz wargi… Nie bój się mnie, księżniczko…
W tedy jeszcze bardziej się
wystraszyłam, zwłaszcza iż ta osoba musiała mnie obserwować. Spojrzałam przez
okno i nie zauważyłam nic podejrzanego. Wszystko wyglądało, tak jak zwykle.
Dzieci idące w stronę placu zabaw, dorośli biegnący do pracy, nastolatki
podpalające papierosy zza drzewami i policjanci, którzy pilnowali porządku na
naszej ulicy.
Usłyszałam kolejny dźwięk smsa, na
co cholernie się przestraszyłam. Drżącą ręką przesunęłam palec po ekranie
telefonu i dotknęłam ikonę wiadomości.
Od: Justin B.
Masz
zamiar przyjść? Już 13.
Spojrzałam na zegarek, który wisiał
na ścianie. 13:05. Szybko wybiegłam z mojego pokoju i w między czasie
krzyknęłam do dziewczyn, że wychodzę na chwilę do parku. Dziesięć minut po tym
błądziłam wzrokiem po zieleni, aż w końcu natrafiłam na bruneta, który palił
papierosa. Podbiegłam do niego i usiadłam obok.
- Cześć.- Mruknął i wyrzucił niedopałek
na chodnik, który potem przygniótł nogą.
- Hej.- Odpowiedziałam mu i
czekałam, aż pierwszy zacznie rozmowę odnośnie kliniki.
- Poprosiłem kumpla, aby popytał
swoich rodziców o kliniki, które tym się zajmują.- Powiedział po chwili namysłu
i przeniósł wzrok na mnie.- No i jego starszy znaleźli zajebistą klinikę, na
tyle ile może być zajebista klinika dla bulimiczek.- Dodał.- Tyle, że jest
jeden mały problem…
- Pieniądze to nie problem.-
Przerwałam mu.
- Nie chodzi o pieniądze.-
Wymamrotał.- Tylko o położenie tej klinki.- Uniosła pytająco brew.- Ta klinika
jest w Londynie.- Odparł.
- To nie wypali, za półtora miesiąc
zaczyna się szkoła i w ogóle.- Wymamrotałam.
- No właśnie, półtora miesiące. Ta
klinika jest na tyle dobra, ze wyleczą cię w miesiąc!- Chłopak klasnął w dłonie
ucieszony.- To jak? Wchodzisz w to?- Zapytał mnie.
- T-tak.- Odpowiedziałam mu po
chwili namysłu i przygryzłam wargę. Usłyszałam dźwięk dostawanego smsa, który
dochodził z mojego telefonu i spojrzałam na ekran.
Od: Książę
Ze
mną wyglądałabyś lepiej, księżniczko… Mmmm….
- O co chodzi?- Zapytał mnie
brunet, który najprawdopodobniej musiał przeczytać wiadomość.
- Nie wiem…- Odpowiedziałam mu i
zaczęłam nerwowo rozglądać się po parku.- Ja… ja muszę już iść.- Wymamrotałam
po chwili i szybko wstałam z ławki udając się w kierunku domu. Poczułam silne
szarpnięcie za ramię, a serce prawie wyskoczyło mi z piersi.
- Vicky.- Odetchnęłam z ulgą, gdy
usłyszałam za sobą głos bruneta.- Co jest? Powiedz mi.
- Justin, ja nie wiem.-
Odpowiedziałam mu i odwróciłam się do niego.- Dzisiaj rano dostałam kilka
smsów, od kompletnie nieznanego mi numeru.- Wymamrotałam.- I ta osoba mnie
śledzi, bo wie co robię. Boję się Justin.- Powiedziałam błagalnym głosem i znów
usłyszałam dźwięk smsu. Drżącą dłonią wyciągnęłam telefon z kieszeni i
spojrzałam na wyświetlacz.
Od: Książę
Już
poskarżyłaś się Justinowi? Myślałem, że jesteś mądrzejsza, księżniczko…
Chłopak wyrwał mi telefon z ręki i
przesunął palcem po monitorze, a jego czy momentalnie się powiększyły.
- Odprowadzę cię.- Wyjąkał po
chwili i oddał mi telefon, który wsadziłam do kieszeni i wolnym krokiem
ruszyliśmy pod moje mieszkanie.
- 21 będziemy wyjeżdżać do
Londynu.- Powiedział Justin w połowie drogi.
- My?- Spojrzałam na niego.
- No, tak.- Mruknął.- Przecież
powiedziałem ci, że jadę z tobą.- Przystanął i czekał na moją odpowiedź.
- Myślałam, że żartujesz.-
Wymamrotałam widocznie zdziwiona.
- Nigdy bym z tego nie żartował.- Szepnął mi na ucho i
przejechał nosem po zagięciu mojej szyi powodując u mnie przyjemne dreszcze, a
potem jak gdyby nigdy nic zaczął iść w kierunku mojego domu.- Idziesz?-
Zapytał, na co wyrwałam się z transu i podeszłam do niego.
~*~
Od Autorki: Czytasz? Fajnie by było jakbyś skomentował ;>
xx
Świetny ! Ciekawe kim jest 'książe'... Dalabyś radę napisać jeszcze dziś nn? Wiem , że jak zwykle dużo wymagam , ale to jest Z A J E B I S T E !
OdpowiedzUsuńMiałam takie strasznego doła zanim tu weszłam i powiedziałam sobie, że jeżeli będzie następny rozdział to postaram się uspokoić i nagle jest ! Dziękuje.kocham Cię. A ja podejrzewam kim jest ten Książę, ale nie będę pisać, żeby nie psoć nie którym niespodzianki. Dziwi mnie tylko i zarazem podnieca , że ją śledzi. Super piszesz i też bym chciała, żeby było już dzisiaj, ale nic na siłę ; ) Jeszcze raz weny życzę. Pozdrawiam : DD
OdpowiedzUsuńNo co ja Ci mogę napisać ? Tylko tyle , ze jest zajebisty . Przejmuje sie tym opowiadaniem niż własnym życiem . :D . Czekam jak zwykle na nowy rozdział . :D
OdpowiedzUsuńjeju, cudowny <3 kurde, ciekawe kto jej te sms wysyla. boje sie z lekka... i kochany jest, ze chce z nia pojechac. dawaj nastepny <3
OdpowiedzUsuńAsdfghjkl *.* Już nie moge się doczekać NN ♥ Ciekawe kim jest ten książe ... Denerwuje mnie >.<
OdpowiedzUsuńcudnyyyy . nie mogę doczekac się 8 ;))
OdpowiedzUsuńSuper! Czekam na następny :D
OdpowiedzUsuń