Poczułam czyjś oddech na szyi i odruchowo odwróciłam się w
tamtym kierunku, a moim oczom ukazał się brązowooki z moimi butami i dwoma
biletami w dłoniach. Pociągnął mnie pod schody, tak by nikt nas nie usłyszał
nie zobaczył.
- Mam bilety, na jutro.- Powiedział i wręczył mi jeden z
nich.- I twoje buty.- Zachichotał i położył je na ziemię.
- Justin, o co chodzi
Brandonowi?- Zapytałam go, gdy ten chciał iść.
- Długa historia Vicks, jutro ci opowiem.- Wzruszył
ramionami i najprawdopodobniej wyszedł z domu Brandona.
Założyłam buty na gołe stopy i głośno westchnęłam, a
następnie wyszłam spod schodów i udałam się do przyjaciółek, które czekały na
mnie przy wyjściu.
- Gdzie wczoraj zniknęłaś?- Zapytała mnie Rose.
- Sama chciałabym wiedzieć.- Zaśmiałam się i potem w
całkowitej ciszy ruszyłyśmy do domu.
Od razu udałam się do mojego pokoju, gdzie ściągnęłam buty,
a potem do łazienki, w której wzięłam dość szybki prysznic i umyłam włosy,
które lepiły się po dużej ilości lakieru. Owinęłam się niebieskim puchowym
ręcznikiem i podeszłam do lustra, gdzie rozczesałam mokre włosy i związałam je,
bo nie miałam ochoty by je suszyć. Ruszyłam w stronę mojego pokoju, gdzie panował
kompletny bałagan. Przeszłam między pojedynczo porozrzucanymi ubraniami i
otworzyłam komodę, z której wzięłam bliznę, a następnie podeszłam do szafy, z
której wyciągnęłam żółtą koszulę z kołnierzykiem bez rękawów, która zakrywała
mi pośladki i czarne legginsy. Podeszłam do okna, które zasłoniłam i zaczęłam
zakładać na siebie wcześniej przygotowane ciuchy. Na gołe stopy założyłam
jeszcze czarne vansy i wyszłam pokoju
udając się do kuchni. Żadnej z dziewczyn nie było na dole, więc postanowiłam,
że zrobię nam śniadanie. Wyciągnęłam z lodówki żółty ser i dwa pomidory, które
pokroiłam potem w plasterki. Wyciągnęłam z chlebaka kilka ciemnych świeżych
bułek, bo tylko takie jemy odkąd Diana stała się wegetarianką i wszystko
ułożyłam na osobnych talerzach, a potem na stole w kuchni.
- Śniadanie!- Krzyknęłam i zaraz usłyszałam dość głośne
kroki, a następnie w drzwiach stanęły w samych ręcznikach, najprawdopodobniej
głodne przyjaciółki, które od razu zajęły miejsce przy stole i łapczywie
zaczęły jeść kanapki.
- Będziemy za tobą tęsknić.- Odezwała się blondynka, gdy
wkładała brudne naczynia do zmywarki. Dopiero w tedy uświadomiła sobie, że nie
jestem spakowana na jutrzejszy wyjazd, i że kompletnie o nim zapomniałam.
- Um, ja też.- Mruknęłam do nich i wyszłam z pokoju udając
się kręconymi schodami na pierwsze piętro. Wzięłam swojego czarnego iPhona’a i
przejechałam po dotykowym ekranie w celu sprawdzenia, czy nikt do mnie napisał.
Na moje szczęście nie było żadnej wiadomości od Tajemniczego Chłopaka, a na
nieszczęście- Justin wciąż mi nie odpisał, co z jutrzejszym wylotem.
Postanowiła do niego zadzwonić i po raz pierwszy od roku wybrałam jego numer z
książki telefonicznej.
- Halo?- Jego głos rozbrzmiał w głośniku mojego telefonu po
piąty sygnale.
- Przepraszam, że przeszkadzam, ale nie wiem co z
jutrzejszym wylotem, a nie odpisałeś mi na smsa.- Powiedziałam do słuchawki i
usiadłam na łóżko opierając głowę o ścianę.
- Um, no tak.- Wymamrotał po chwili.- Przyjadę jutro po
ciebie, gdzieś tak po 10, no i to chyba tyle.- Zaśmiał się.- Nie panikuj Vicks
i nie zapomnij zabrać ze sobą biletów.- Powiedział.- A teraz muszę kończyć, do
zobaczenia.- Rozłączył się nie dając mi możliwości pożegnania się z nim.
Odłożyłam telefon na niewielką białą szafkę koło łóżka i
wyszłam z pokoju udając się do naszego podręcznego schowka, który był pod luką
między schodami, a podłogą. Wyciągnęłam z niego trzy, średnich rozmiarów
czarno-białe walizki i ruszyłam nimi do pokoju. Otworzyła pierwszą z nich,
która leżała najbliżej mnie i wrzuciłam do niej moją bliznę, kosmetyki, perfumy
i inne kobiecie pierdoły. Udało mi się w niej zmieścić też trzy pary moich
ulubionych szpilek. Usiadłam na walizce i bez większych problemów zapięłam ją i
odłożyłam pod ścianę. Nigdy nie lubiłam się pakować bo to było strasznie nudne
i wyczerpujące. To tak, jakby w ciągu weekendu poszła do szkoły. Niechętnie
przeciągnęłam się na ziemi i przesunęłam drugą walizkę, którą następnie
otworzyłam. Podeszłam do szafy, z której niedbale wzięłam tyle ciuchów ile
zmieściło mi się w rękach i wrzuciłam je do walizki. Zrobiłam tak jeszcze dwa
razy, a następnie uklęknęłam przed nią i zaczęłam ją zapinać. Przy drugiej
próbie się udało i odetchnęłam z ulgą,
że prawie skończyłam. Ruszyłam do łazienki, gdzie wzięłam szczoteczkę,
prostownicę i inne przyrządy kosmetyczne, które umieściłam w najmniejszej
walizce idealnie do tego dopasowanej. Pozostałe dwie walizki również ułożyłam
pod ścianą i zmęczona opadłam na łóżko.
Wszystko wydawało się śmieszne. Ja, dziewczyna, która
„nienawidzi” Justina jednego dnia mówi mu wszystko o swoich problemach, a on-
chłopak, który tak samo mnie nienawidzi, ma zamiar mi pomóc. Moje życie od
zawsze było ironią losu, jakimś cholernym paradoksem.
„Tell me
who’s you Angel? Who’s you shoulder to hold your boulders?”- do moich
uszu dobiegł dźwięk dzwonka, który wydobywał się z mojego telefonu. Z wielką
niechęcią przesunęłam się po łóżku by dosięgnąć ręką dzwoniący telefon. Nie
patrząc kto dzwoni przesunęłam palcem po ekranie i przyłożyłam go do ucha.
- Halo?- Zapytałam bez entuzjazmu i z dość wyczuwalnym
oburzeniem w głosie.
- Grzeczniej, szmato.- Do moich uszu dobiegł po chwili
szorstki szept, który przyprawił mnie o dreszcze.- Zacznijmy od początku.-
Zaśmiał się złośliwie i dość głośno sapnął do słuchawki.
- H-halo.- Odezwałam się nieco milej, ale z wyczuwalnym
strachem w głosie.
- Znacznie lepiej.- Odpowiedział ponownie cicho.- Chciałem
tylko ponownie usłyszeć twój głoś, Księżniczko.- Dodał i cmoknął na koniec
rozłączając się. Wciąż trzymałam telefon przy uchu, a mój oddech był nierówny i
strasznie płytki. Poczułam jak oblewa mnie zimna fala potu, a mój oddech powoli
się wyrównuje. W mojej głowie był niepokój i niepewność, co do osoby, która
nękała mnie psychicznie od kilku dni. Pamiętam dokładnie zdenerwowanie na
twarzy Justina, gdy zobaczył numer nadawcy tych smsów i jego wzrok rozglądający
się wszędzie, tak jakby wiedział kto to i szukał wzrokiem tej osoby. Zastanawia
mnie fakt, czemu ta osoba wybrała mnie? Kompletnie nie kojarzę głosu tej osoby,
a mam pamięć jeśli chodzi o czyjś głos. Nerwowo przygryzałam dolną wargę, która
była już trochę zniszczona, ponieważ zawsze to robię, gdy się denerwuje, a
ostatnimi czasami to zdarza się dość często.
W końcu odłożyłam telefon na szafkę, na której leżał
wcześniej i ułożyłam się w tym samym miejscu, co kilkanaście minut prędzej.
Uniosłam nogi do góry i położyłam je na białej ścianie, gdzie w niektórych
miejsca były przyczepione fotografie. Moja głowa zwisała poza łóżko, a włosy
dotykały orzechowym paneli.
Usłyszałam ciche pukanie i wydobyłam siebie ciche „Proszę!”.
W drzwiach stanęły przyjaciółki z rękami skrzyżowanymi na piersiach i
zdenerwowaniem wymalowanym na twarzy. Z hukiem zamknęły drzwi i usiadły po
dwóch stronach łóżka, a jedna z nich cicho kaszlnęła, na co również usiadłam i
oparłam się o ścianę. Patrzyłam na nie i czekałam, aż któraś z nich zacznie coś mówić.
- Okłamujesz nas!- Krzyknęła blondynka zrywając się z łóżka,
ale po chwili znów na nim usiadła. Uniosła pytająco brew i spojrzałam na nie z
kpiną.
- Widziałam twoją mamę, w Nowym Jorku. Szła z jakimś typem
za rękę.- Odezwała się Diana.- I nie mów, że to nie ona, bo jeszcze się ze mną
przywitała i pytała, co u ciebie.- Dodała po chwili, gdy chciałam otworzyć usta
i zaprzeczyć.
- Co się dzieje?- Tym razem głos zabrała Rose i przybliżyła
się do mnie.- Nam możesz powiedzieć, przecież wiesz.- Powiedziała nieco
spokojniej i zaczęła „czytać w moich oczach”
- Wszystko jest w porządku.- Skłamałam przygryzając wargę.
Kurwa. Zawsze te głupie przygryzanie wargi mnie zdradza. Zawsze.
- Znów kłamiesz.- Odezwała się Diana z wyrzutem.- To ma coś
wspólnego z… bulimią?- Spojrzała na mnie niepewnie wypowiadając ostatni wyraz.
Szeroko otworzyłam oczy i patrzyłam z niedowierzaniem na nie.
- Jak? Skąd… wy wiecie?!- Krzyknęłam na nie wściekła.
- Wiemy o tobie wszystko Vicky. Od dłuższego czasu
widzieliśmy, że jest coś na rzeczy.- Powiedziała Rose.- No i usłyszeliśmy twoją
rozmowę z… Justinem.- Dodała nieco speszona i głośno westchnęła.
- Tak, to ma z tym związek.- Odpowiedziałam im po chwili namysłu.
Skoro już wiedziały, to nie miałoby to sensu by dalej to drążyć- Ale nic więcej
nie powiem.- Dodałam szybko i podsunęłam nogi pod brodę. Poczułam czyjś ciepły
ucisk na moich ramionach i rozejrzałam się dookoła napotykając mój wzrok na
Dianie i Rose, które mnie przytulały. Tego mi brakowało. Brakowało mi bliskości
z nimi, bo spójrzmy prawdzie w oczy, przez to wszystko co się wydarzyło przez
kilka ostatnich miesięcy- cholernie się od siebie oddaliłyśmy.
- Mogłaś nam powiedzieć od razu.- Wydukała po chwili
blondynka, na co wymownie się uśmiechnęłam.
- To może pójdziemy do Starbucks’a?- Zapytała po chwili
Diana, na co obie przytaknęłyśmy. Spojrzałam na zegarek. Była 14:50.
Podeszłam do szafy, z której wyciągnęłam czarne szorty i
bokserkę ze wzorem moro i kilkoma ćwiekami na jej grubych ramiączkach. Szybko
się przebrałam, a na ramię założyłam ciemnoszarą torbę, do której włożyłam
telefon i kilka pierdół. Zbiegłam na dół i czekałam na dziewczyny, które po
chwili do mnie zeszły.
Usiadłyśmy w naszym ulubionym miejscu, tuż pod oknem, zza
którego była widać ogromny park.
- Co podać?- Podeszła do nas młoda kobieta ubrana dość
elegancko i z uśmiechem na twarzy.
- Trzy mocne Espressa Con Panna.- Powiedziała Diana, a
ciemnowłosa kelnerka zapisała wszystko na kartce i odeszła od naszego stolika,
a po dziesięciu minutach wróciła z naszymi zamówieniami na srebrnej tacy.
- Mmm , uwielbiam.- Odezwałam się, gdy moje gardło zalała
cholernie dobra i ciepła kawa. – Mam nadzieję, że w Londynie też takie są.-
Dodałam.
- Przynajmniej ty spędzisz jakoś wakacje.- Mruknęła Diana i
szybko wzięła łyk kawy.
- Przepraszam, że przeze mnie nie byliśmy w Paryżu.-
Odpowiedziałam jej, bo wiedziałam, że za to jest na mnie zdenerwowana. Przez
moją głupotę zepsułam im wakacje, które miały być naszymi ostatnimi przez
wyjazdem na studia.
- Nie, to nie twoje wina.- Odezwała się i lekko się
uśmiechnęła.
- Ejj, zmieńmy temat!- Krzyknęła blondynka, która skończyła
pić swoją kawę.
Do moich uszu dobiegł dźwięk smsa, który wydobywał się z
mojej torby. Lekko się zmieszałam, a moje dłonie zaczęły się trząść.
Wyciągnęłam telefon z torby i przejechałam po dotykowym ekranie, a moim oczom
ukazała się nazwa „Książę”. Głośno przełknęłam ślinę i wstałam z miejsca.
- Idę do łazienki.- Wydukałam i opuściłam przyjaciółki.
Od: Książę
Mam nadzieję, że
spodoba ci się w Londynie, razem ze mną… Z dala od Justina… Haha
Ta osoba kompletnie mną zawładnęła, bałam się każdego ruchu,
każdego oddechu. Bałam się wyjść z domu od tych kilku dni. Chociaż uważam, że
„Książę” mocny jest tylko w słowach, bo miał pojawić się na imprezie, miał mi
ci coś zrobić. A zrobił? Nie.
Brandon jest księciem.
Nie, to nie możliwe. On nie pasuje do tego typu zachowania,
a nawet jeśli, to niebyły taki miły, a jego głos kompletnie różnił się od głosu
„Księcia”.
A może to ma związek z
przeszłością Justina?
Nie sądzę. Justin z tym skończył, a nawet jeśli by w tym
siedział wciąż, to po co oni mieliby się odgrywać na mnie, by go skrzywdzić?
Bo może jesteś dla
niego ważna?
I kolejny błąd. Nigdy nie będę ważna dla Justina. Choćbym
nie wiem jak się starała, to on nigdy się mną nie zainteresuje.
Na twoim miejscu
zaczęłabym czytać między wierszami…
Co masz na myśli? Ugh, znów próbujesz zrobić ze mnie
schizofreniczną bulimiczkę, która gada do lustra w miejscu publicznym.
Przeszłość, tylko
przeszłość zna odpowiedź…
Mój rozum jest popierniczony. Nic dziwnego, że zachowuję się
tak, jak zachowuję, no ale czasami muszę przyznać mu rację.
Co do przeszłości Justina. Kiedyś, po śmierci brata
kompletnie się załamał i wpadł w nieodpowiednie towarzystwo. W Nowym Jorku dość
często są wojny gangów, które zazwyczaj odbywają się na Bronxie. Justin pewnej
nocy tam trafił i w jakiś sposób znalazł się w Black STS, którzy prowadzili wojny chyba ze wszystkimi, którzy są
na Bronxie, jak i w jego okolicach. Justin bardzo się z nimi zżył, ale potem
coś w nim pękło i zatęsknił za nami. Chciał wrócić, a oni mu pozwolili na to. Tak
by się mogło w tedy wydawać. Kilka dni po tym jak Justin ich zostawił, jego dom
spłonął, a przed wejściem była przyczepiona kartka do płotu, a na niej napis,
który każdy z naszej grupki zna chyba na pamięć.
„ Nie znasz dnia, ani
godziny Bieber.
Jeszcze
się odpłacimy, za to jak nas potraktowałeś…
YO, BLACK STS.”
Cholernie krótki tekst,
ale po tym już nic nie było takie same. Powoli zapominaliśmy, Justin również
zapominał, o tym, co zdarzyło się tamtej nocy. Od tamtego czasu minęły dwa
lata, a ich słowa okazały się puste, bo nic mu się nie stało.
Nie znasz dnia, ani godziny. Może to teraz postanowili zacząć się na
nim mścić?
Jezu, powinnaś się
leczyć. W zasadzie, to już dawno powinni nas zamknąć w psychiatry ku, na
osobnych oddziałach.
Na twoim miejscu nie wykluczałabym tej opcji…
Stop! Koniec z tymi
głupimi podejrzeniami.
Wyszłam łazienki, gdzie siedziały
przy stoliku znudzone przyjaciółki.
- Czemu cię tak długo nie
było? Kawa ci wystygła.- Powiedziała Rose, ale zignorowałam ją.
- Wracamy już?- Zapytałam
je, na co pokiwały twierdząco głową i wyszłyśmy z kawiarni płacąc przed tym
rachunek za kawę.
- Ej, stary?- Do mojego
pokoju wbiegł Ryan i usiadł na łóżku. – Co się stało między Tobą, a Brandonem?-
Zapytał mnie, na co trochę się zmieszałem.
- A co ma być?-
Spojrzałem na niego.
- Ma podbite oko i jak go
mijałem, to mówił, ze pożałujesz, czy coś takiego.- Powiedział.
- Zwykła sprzeczka, a on
dramatyzuje jak baba.- Odpowiedziałem mu przewracając jednocześnie teatralnie
oczami. Nie chcę aby wiedział, że po prostu byłem zazdrosny o to, że ktoś inny
może ją dotykać i całować.
- Pewnie coś z Vicky.- Odezwał
się po chwili i cicho zaśmiał się pod nosem.
- A nawet jeśli, to co?-
Zapytałem bruneta.
- To, że nie tylko ty
masz ochotę na nią ochotę .- Puścił mi oczko i wybiegł z pokoju zanim zdążyłem
rzucić w niego jakąś książką, która z impetem walnęła o drzwi od mojego pokoju.
- Idiota!- Krzyknąłem do
chłopaka, który śmiał się pod drzwiami do mojego pokoju.
Zastanawiam się jakim
cudem zdołałem się zakochać. Zawsze byłem zamknięty na jakieś głębsze uczucia i
gdy widziałem, że coś pomiędzy mną, a moją „drugą połówką” zaczyna iskrzyć,
najzwyczajniej w świecie z nią zrywałem. Nie chciałem cierpieć, bo widziałem
jak moja siostra płacze po nocach przez tą głupią miłość i to nie dwa, czy trzy
razy. Aż pewnego dnia nieświadomy niczego witałem się tak jak zwykle z Vicky,
ale tym razem poczułem , że jestem cholernie zdenerwowany i oszołomiony. Za
każdym razem, gdy ona była w pobliżu zachowywałem się jak najgorsza pokraka. To
w tamtym czasie chciałem walczyć z tym, co się działo wewnątrz mnie. Gdy
myślałem, ze ją nienawidzę i, że to uczucie już nie wróci- na drugi dzień znów
się w niej zakochiwałem coraz bardziej. I kiedy w końcu zdałem sobie sprawę, że
od tego, co jest między mną, a nią nie
da się tak po prostu uciec- było już za późno.
Ale pomimo tego, że jestem na przegranej pozycji, to wciąż mogę być
zwycięzcą, bo wciąż walczę o jej uczucie wobec mnie. Staram się zmienić,
chociaż nie idzie mi to najlepiej. I mam nadzieję, że któregoś dnia obudzę się
obok niej, a ona pocałuje mnie na przywitanie i będziemy cholernie szczęśliwi
jak jeszcze nigdy.
~*~
Sądzę, że ten szablon o wiele lepszy i chyba taki pozostanie już na długo :) Dziękuję każdej osobie, która to czyta i docenia moją pracę komentując moje "wypociny". Jeżeli chcecie byś informowani, czy coś to zostawiajcie swoje adresy TT albo numery GG :) Kolejny chyba pojawi się za tydzień, albo może i później ze względu na to, ze wyjeżdżam na 3 dni do Cardiff na wycieczkę :)
świetny <3 dobrze, że powiedziała (choć trochę) dziewczynom. i boję się tego "księcia", brr. ciekawe kim jest... czekam na następny <3
OdpowiedzUsuńGenialne!!! czekam na nn! <3. <3
OdpowiedzUsuńCudo! Czekam ;*
OdpowiedzUsuńświetny rozdział,zapraszam na mojego bloga o One Direction i Miley Cyrus jako Louisie Kendall w roli głównej http://loveis-the-key-to-happiness.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńWłaśnie pojawił się prolog,miło by było gdybyś przeczytał/a i skomentował/a :)
Pozdrawiam,Cassie.